Czy takiego życia chciałeś?

Roger Waters gra tę samą piosenkę od czasów „The Wall”. To nie zarzut. Były lider i architekt Pink Floyd nie musi wyważać otwartych drzwi. Dorobił się rozpoznawalnego stylu i w wieku 74 lat trudno wymagać od niego rewolucyjnego podejścia do muzyki.

Watersowi zawsze chodziło bardziej o przekaz niż o muzykę. Od początku buntował się przeciwko otaczającemu światu. „The Wall” to szczera i bolesna opowieść o załamaniu nerwowym człowieka wyobcowanego ze społeczeństwa. Na „The Final Cut” protestował przeciwko wojnie o Falklandy. Gdy świat zatracił się w wyścigu zbrojeń, stworzył „Radio KAOS”. O wojnie w Zatoce Perskiej i masakrze na placu Niebiańskiego Pokoju w Pekinie wypowiedział się na płycie „Amused To Death”. Zaangażowanie się Georga W. Busha w wojnę z terroryzmem (co stało się bezpośrednią przyczyna obecnej sytuacji i ludobójstwa na Bliskim Wschodzie) ocenił w dwóch piosenkach, opublikowanych w Internecie: „To Kill The Child” i „Leaving Beirut„.

Poprzednia płyta Watersa (nie licząc płyt koncertowych i opery) ukazała się ćwierć wieku temu. Przez ten czas muzyk nie stał się optymistą. Tak naprawdę dla Watersa nie ma świętości. Z ogromną mocą potępia Izrael za traktowanie ludności arabskiej. Domaga się kulturalnej blokady Izraela. Sam nigdy tam nie wystąpił. Wszechobecna inwigilacja, kryzys bankowy, problem uchodźctwa i amerykański prezydent, którego autor nazywa „liderem bez mózgu”, dostarczyły tematów na jego nowy album „Is This the Life We Realy Want?”.

Na pytanie zawarte w tytule autor odpowiada jednoznacznie – nie, nie takiego świata chcieliśmy. Ludzkość doświadczona wojnami i holocaustem znowu brnie w przepaść. Bo cóż to za świat, gdzie dochodzi do radykalizacji nastrojów, gdzie rządzą głupi politycy, gdzie nie umiemy poradzić sobie z kryzysem migracyjnym, gdzie najlepszym sposobem na „innych” jest agresja. Co się z nami stało? Zobojętnieliśmy na otaczające zło? Popadliśmy w stan odrętwienia, oglądając durną TV?

Czy już nic nie da się zrobić? Czy już zawsze będziemy skazani na obrazy z wściekłością wykrzyczane przez Watersa w piosence „Picture that”: „Wyobraź sobie swojego dzieciaka z ręką na spuście. Wyobraź sobie kaleki w Afganistanie. Wyobraź sobie przywódcę bez pierdolonego mózgu!”? Waters daje nam szansę, o ile obudzimy się i zaczniemy myśleć. Artysta chociaż śpiewa, że nie wyciągamy lekcji z historii, dochodzi do konkluzji: „Nie możemy cofnąć zegara. Nie możemy cofnąć się w czasie. Ale możemy powiedzieć – Pieprzcie się, nie słuchamy waszych bzdur i kłamstw”. Czy jednak znajdziemy w sobie siłę aby pokazać radykalnym politykom „fuck’a”? – czas pokaże.

Muzycznie album jest mało odkrywczy i nasiąknięty klimatem Pink Floyd. I bardzo dobrze, bo kto jak nie Roger Waters może mieć komfort bycia stuprocentowym Floydem aż do śmierci? Watersowi zależało na maksymalnym przekazie treści. Kameralny skład, zamiast armii muzyków odchudził brzmienie. Żadnych herosów gitary, żadnych dramatycznych solówek. Jest za to dużo gitary akustycznej, fortepianu i floydowskiego klimatu – monumentalne brzmienie, wrzaski Watersa, floydowska harmonia, tykanie zegarów, urywane i zapętlone wypowiedzi, strzępki rozmów prowadzonych przez radio czy kwestie wygłaszane przez syntezator mowy. Witajcie w cudownym świecie Pink Floyd!

Piękna, mądra i dosadna płyta, i warto było na nią czekać. Warto też poczekać na kolejną trasę koncertową Rogera Watersa z materiałem z „Is This the Life We Realy Want?”. Oby zawitał do Polski!

Robert Majewski.

Fot. Radio Zet, Eska Rock