Czy Płock potrzebuje Festiwalu Muzyki Jednogłosowej?

W najbliższy piątek, 4 marca, rozpoczyna się 22. Festiwal Muzyki Jednogłosowej – jeden z najciekawszych, najbardziej prestiżowych, ale i niedocenianych festiwali muzycznych w Polsce, a na pewno w Płocku. Najwyższa pora zastanowić się nad jego przyszłością.

Przez lokalne media przetoczyła się niedawno dyskusja, w której utyskiwano na zmniejszenie dotacji miejskich dla Regaelandu czy Audioriver. Żurnaliści, lokalni działacze kultury i politycy zastanawiali się nad sensem (czy bezsensem) powoływania do życia nowego festiwalu disco-polo – Disco Nad Wisłą.

Niestety, pies z kulawą nogą nie upomniał się o Festiwal Muzyki Jednogłosowej. A FMJ to od lat marka sama w sobie; uznana i ceniona na całym świecie. To jedyny festiwal w Europie, na którym od początku wykonuje się muzykę średniowiecza, tak fundamentalną dla naszej kultury i tożsamości. FMJ ma jednak jeden szkopuł – jest elitarny! A bycie elitarnym w Polsce jest podejrzane i niemodne.

W latach rozkwitu FMJ przyjeżdżali do Płocka najlepsi z najlepszych – gwiazdy z najwyżej światowej półki spośród artystów zajmujących się tak zwaną „muzyką dawną”. Był The Hilliard Ensemble i Marcel Peres ze swoim Ensemble Organum, byli Graindelavoix i fenomenalny Chór Patriarchatu Moskiewskiego. To płocki festiwal zainspirował Tomasza Stańkę i Włodka Pawlika (laureata Grammy) do stworzenia projektów łączących współczesną improwizację jazzową ze śpiewami chorałowymi.

A dziś? Bez obrazy – to nawet nie jest drugi garnitur artystów. Dlaczego? Wiadomo – finanse. Tak krawiec kraje, jak mu materii staje. Mniej pieniędzy, to i skromniej. Ale czy problem leży tylko w pieniądzach? Czy nam, płocczanom, zależy na zaznaczeniu swojej obecności na mapie wydarzeń kulturalnych wyższego rzędu?

FMJ mógłby wypromować Płock, jako miasto turystyki kulturalnej, wśród ludzi szukających ambitnych wydarzeń. A to duża publiczność. Wielu Polaków (w tym i płocczan) jeździ po całym kraju na co ciekawsze koncerty, spektakle i festiwale. Pomyślmy – czy gdyby nie turystyka kulturalna, to taki nie za duży Jarosław wypromowałby swój elitarny festiwal Pieśni Naszych Korzeni? Albo maleńkie Gościkowo – Muzykę W Raju? Nie wspomnę już o Krakowie czy Gdańsku. Tam też mają elitarne festiwale, które istnieją dzięki turystom.

To prawda – Festiwal Muzyki Jednogłosowej powinien być lepiej wypromowany, szczególnie w kraju. To prawda – FMJ wymaga zmian swojej formuły (jak każdy festiwal z tak bogatą tradycją). Krótko mówiąc – FMJ wymaga więcej pieniędzy, więcej pracy i więcej nań pomysłów. Róbmy więc to! – ale nie poprzez stopniowe jego wygaszanie, bo do tego wszystko zmierza.

Dbałość o kulturę wysoką, to nie jest mitrężenie pieniędzy. Wręcz przeciwnie. Kultura wysoka jest jednym z najważniejszych komponentów dorobku duchowego (niematerialnego) naszej cywilizacji. To ona przez wiele stuleci nadawała ton literaturze, sztuce i nauce, a także tworzyła kanony piękna i wyznaczała granice dobrego smaku. Tylko poprzez dostęp do niej, przeciętny człowiek posiądzie odpowiedni warsztat, by móc ją zrozumieć, a tym bardziej tworzyć.

Krąg jej odbiorców nigdy nie będzie tak duży, jak w przypadku kultury masowej. Nie można też – tak wprost – zbić na niej kapitału politycznego. Nie mniej, dbałość o nią, stanowi o poziomie cywilizacyjnym narodu i mniejszych grup społecznych (takich jak choćby nasza płocka). Warto o tym pamiętać, kreując lokalną politykę kulturalną. Nie wszystko jest popkulturą!

Robert Majewski

Fot. plock.gosc.pl