Cuda-wianki: Nic nadzwyczajnego

Marek Niedźwiecki kiedyś nauczył mnie jednego: „Nie mówię publicznie o płytach, które mi się nie podobają”. To dobra praktyka, bo po pierwsze – szkoda czasu, a po drugie – każdemu artyście może zdarzyć się coś słabszego. Nieraz jednak trzeba zrobić wyjątek, bo jak wiadomo wyjątki potwierdzają regułę. Mam tak z książką Michała Rusinka „Nic zwyczajnego. O Wisławie Szymborskiej”.

Jest też drugi powód zajęcia się Rusinkiem. W polskich mediach przebiega wyraźna linia rozdzielająca sympatie i antypatie do pisarzy. Jest ona – z grubsza – tożsama z linią światopoglądową rozdzielającą lewo-liberalne (demokratyczne) i prawicowe (patriotyczne) media. Na marginesie – jakiż to bełkot pojęciowy! Wynika z niego, że w Polsce tzw. światopogląd demokratyczny nie jest patriotycznym, i vice versa.

Ale do rzeczy. Podział mediów, to truizm, wszyscy o tym wiedzą, ale to wkurza. Szczególnie wkurza gdy czyta się o książkach z natury wolnych od konotacji światopoglądowych i chciałoby się recenzji obiektywnych. Stasiukowi, Pilchowi czy Vardze, choćby nawet napisali drugiego „Hamleta”, dostanie się od „Do Rzeczy” i „W sieci”. Natomiast „Wyborcza” i „Polityka” nie dadzą im zginąć choćby nawet wypuścili kompletnego gniota.

Co ma do tego Rusinek i jego „Nic zwyczajnego”? Łatwo się domyślić. Peany płynące z kilku gazetowo-radiowych źródeł, musiały go już rozpuścić w miodzie. A książka jest co najwyżej średnia. Aż dziw bierze, że nawet jednym zdaniem ci recenzenci nie zająknęli się, czując zapewne jej płycizny.

Najnowszy Rusinek uwiera w czytaniu. Gdyby wyjąć z książki anegdoty, cytaty i fotografie, pozostałaby niewielka książeczka. Zresztą, większość tych anegdot Rusinek wcześniej już opowiadał, i to gdzie się da. Z portretu, pisanego w pozycji „na kolanach”, wyłania się Szymborska pocieszna i purnonsensowa, sielankowa i ironiczna. A gdzie jej cała reszta? Gdzie jej poranienie? Gdzie druga twarz poetki?

Z lektury książki wynika, że Rusinek albo nie chciał zdzierać maski z twarzy Szymborskiej, albo nie został dopuszczony zbyt blisko. Ich wzajemne relacje są bowiem niezwykle higieniczne, a język, który je opisuje jakiś taki aseptyczny. Zresztą nie tylko język. Z innych książek można dowiedzieć się znacznie więcej o Szymborskiej po Noblu. Kapitalnie piszą o tym Anna Bikont i Joanna Szczęsna w biografii poetki „Pamiątkowe rupiecie”.

Weźmy choćby ostatnie lata życia poetki albo niejednoznaczne relacje Miłosz-Szymborska. U Rusinka jest grzecznie i anegdotycznie, u Bikont i Szczęsnej po prostu smakowicie. „Pamiątkowe rupiecie” również skrzą się od anegdot (Rusinek sprzedał im je wcześniej). Poza anegdotami można znaleźć tam o wiele więcej, jak choćby głośna sprawa wierszy „Nienawiść” czy „W biały dzień”.

Oczywiście byłbym niesprawiedliwy zauważając jedynie płycizny książki Rusinka. Ciekawa jest np. analiza fenomenu popularności poetki, którą podziwiali Umberto Eco i Woody Allen.

Rusinkowi sekretarzowanie Szymborskiej, otworzyło drogę do kariery. Szkoda tylko, że książka o swojej mentorce, to książka bodyguarda i nic więcej. „Nic zwyczajnego” z pewnością zainteresuje gospodynie domowe – wielbicielki kolorowej literatury pięknej, które z Szymborskiej to nic, ale o Szymborskiej, a to i owszem.

Robert Majewski.

 

Fot. D. Zalewska. Spotkanie z Michałem Rusinkiem w Książnicy Płockiej oraz promocja książki „Nic zwyczajnego. O Wisławie Szymborskiej”. Poniżej okładka książki.

Okładka książki