Cuda-wianki: It’s Only Rock’n’Roll

W tym tygodniu miało być o czymś zupełnie innym, ale poniedziałkowy seans w HBO wbił mnie w fotel.

Nowy Jork. 1973. Na przednim siedzeniu wypasionego mercedesa siedzi naćpany koleś. Pociąga tęgi łyk whisky. Ruda na myszach to jednak za mało, żeby rozwiązać jego problemy. Potrzebuje koksu.
– 280 baksów za działkę – rzuca stojący na zewnątrz diler. Koleś podaje mu trzy stówki.
– Reszty nie trzeba – dodaje.
– Jesteś z Wall Street? – pyta go diler.
– Czy ja, kurwa, wyglądam jak bym był z Wall Street? Jestem z branży płytowej – odpowiada, wcierając kokę w dziąsła.

Wcieranie to za mało. Trzeba wciągnąć. Tylko z czego? Rzut oka i już wiadomo. Koleś odłamuje lusterko wsteczne i kładzie je na kolanach. Wysypuje działkę, sortuje wizytówką policjanta z wydziału zabójstw. Wciąga. Jest dobrze. Po chwili wychodzi z auta i idzie za głosem muzyki. Przed klubem ciśnie się gigantyczny tłum, ale bramkarz od razu przepuszcza kolesia. W klubie wszelkiej maści ćpuny, transwestyci i ekshibicjoniści. A na scenie kapela, w której dobrze czuliby się i Rolling Stonesi i David Bowie. To legendarni New York Dolls. Koleś daje się ponieść muzyce. Problemy znikają. Oto rock’n’roll!

Ta scena otwiera nowy serial produkcji HBO „Vinyl”. Za kamerą stanął Martin Scorsese, ale sam pomysł filmu zrodził się w głowie Micka Jaggera z Rolling Stonesów. Pierwotnie miał to być film kinowy. – Im bardziej jednak konkretyzowaliśmy koncepcję filmu z udziałem speców, tym bardziej stawało się jasne, że trudno będzie pokazać wiele szczegółów w jednym obrazie – powiedział Mick Jagger magazynowi „Rolling Stone”. – Stąd wziął się pomysł serialu telewizyjnego.

https://www.youtube.com/watch?v=4QgTzO9qU-g

Jagger i Scorsese dobrali się jak w korcu maku. Mało kto zna kulisy muzycznego show biznesu tak jak Mick Jagger. Mało kto potrafi je sfilmować tak jak Martin Scorsese. Zresztą Scorsese wcześniej romansował już z muzyką rockową. Jego dokument o Dylanie i koncert Stonesów nie mają sobie równych. Jeśli dodać do tego odtworzony z pietyzmem klimat Nowego Jorku lat 70-tych, to już trzeba by było wiele spieprzyć, aby się nie udało.

Na szczęście nikt niczego nie spieprzył. Mamy więc bokobrody zwane u nas pekaesami, szerokie kołnierze i klapy marynarek oraz spodnie-dzwony. No i mamy genialną muzykę. Warto dodać, że oprócz starych, wielkich przebojów słychać nowe piosenki Micka Jaggera, napisanie dla pojawiającej się na ekranie kapeli The Nasty Bits. Mamy też wciągający scenariusz. Naszemu kolesiowi – czyli głównemu bohaterowi, Richiemu Finestrze (Bobby Cannavale) – sypie się wszystko: firma płytowa, kontrakt z Led Zeppelin i nos do szukania nowych twarzy. Sypie mu się życie prywatne. Hulaszcze życie, alkohol, narkotyki i panienki w Nowym Jorku próbuje pogodzić z odgrywaniem roli przykładnego ojca rodziny mieszkającej w innym stanie.

Szalenie ważnym bohaterem serialu jest też Nowy Jork. W „Vinylu” Scorsese portretuje to miasto równie genialnie, jak wcześniej w „Taksówkarzu” czy „Po godzinach”. Na początku lat 70-tych Nowy Jork był na krawędzi bankructwa, ale był też rajem dla artystów. – To miasto było w latach 70. fatalne do życia, jeśli miałeś normalną pracę, chciałeś założyć dom, mieć żonę i wychowywać dzieci.

– Ale jeśli byłeś samotnym artystą, nie mogłeś znaleźć się w lepszym miejscu – wspomina Mick Jagger. Scenografia dopięta została na ostatni guzik. W jednej ze scen widać nawet neon reklamowy filmu „Głębokie gardło” – klasyka kina porno, który miał premierę w roku 1972 i odbił się szerokim echem na całym świecie.

https://www.youtube.com/watch?v=eI6Pg_lIB2M

„Vinyl” zapowiada się wspaniale. Serial ruszył 15 lutego w HBO. Można go oglądać przez kolejnych dziesięć poniedziałków. Wiem jedno, oczekiwanie na kolejny odcinek będzie dla mnie istną katorgą. Na szczęście ukazała się ścieżka dźwiękowa do serialu. W takich przypadkach spotify.com jak zwykle niezastąpiony.

 

Robert Majewski.

Fot. Fragment plakatu zapowiadającego serial „Vinyl”.