Cholera, wszyscy piszą, że muzycy Alabama Shakes nie traktują swojego grania poważnie. Zastanawiam się dlaczego? Zdobyli przecież trzy nagrody Grammy (jedną za ostatni album „Sound&Color” i dwie za piosenkę „Don’t Wanna Fight”), mają wierną grupę fanów z Robertem Plantem (Led Zeppelin) i prezydentem Barckem Obamą na czele, i grają na najbardziej prestiżowych festiwalach na świecie (Montreux Jazz Festival, nasz Open’er).
Ale może to i dobrze. Woda sodowa im nie grozi, z grania czerpią ogromną frajdę, posyłają na deski recenzentów, a na kolana publiczność. Co więcej, ich najnowsza płyta „Sound&Color” jest świeża jak majowy deszczyk, pozbawiona kompleksów i jeszcze bardziej umocniła kwartet z południa USA na rockowym firmamencie.
Alabama Shakes rozpoznawani są dzięki swojej liderce. Brittany Howard to postawna babka, o obłędnym głosie. Śpiewa jak krzyżówka Janis Joplin, Amy Winehouse i Niny Simone. Dodatkowo gra na gitarze, także palce lizać. Smak, kultura gry i wyczucie gitary zachwycają. Przy tym wszystkim jest szczera i autentyczna. Być może za sprawą ciężkich doświadczeń z młodości. Rodzina Brittany miała dom pośrodku składowiska złomu w Athens (Alabama), który w końcu spłonął od uderzenia pioruna. Jej starsza siostra zmarła na raka, a sama Brittany po ukończeniu gimnazjum, utrzymywała się z pracy listonoszki. I chociaż mówi „Nie czuję żalu. Takie jest życie”, to cały ten ból wyśpiewuje w swoich piosenkach. Jej wokal – raz pełen napięcia, to znowu leniwie rozlany, brzmiący w niskich rejestrach, a za chwile szybujący falsetem – elektryzuje i nie daje o sobie zapomnieć.
„Sound&Color” różni się nieco od debiutanckiej płyty Alabama Shakes „Boys&Girls”. Muzycy nabrali wiatru w żagle. Piosenki są bardziej zróżnicowane stylistycznie i bogatsze kompozytorsko – po prostu ciekawsze. Alabama Shakes zachwyca lekkością w tworzeniu muzyki i luzem w łączeniu tego, co undergroundowe, z bluesem, jazzem, soulem, rockiem, folkiem i country. Bogatsza jest też instrumentacja. Na płycie – poza gitarami, basem i perkusją – słyszymy wibrafon, smyczki, oldskulowe elektryczne piano, garażowy punk i bluesową melancholię.
Płytę otwiera marzycielskie „Sound & Color”, podlane gęstym sosem pogłosu. Bluesowo-soulowe „Gimme All Your Love” mógłby zaśpiewać Marvin Gaye. Nad „The Feeling” unosi się duch gitary Petera Greena z Fleetwood Mac.
Na „Sound&Color” nie ma słabej piosenki. Nie mniej, gdybym miał wybrać ulubioną, byłaby nią „Gemini”. To sześć i pół minuty tłustego, esencjonalnego funku, rozlanego w pogłosie obłąkańczego wokalu i piłującego szkło sola na syntezatorze. Najlepsza kompozycja na płycie.
Alabama Shakes, ATO/Rough Trade. Moja ocena 9/10.
Robert Majewski.
Fot. conseqenceofsound.net oraz npr.org