Cud nad Wisłą

– Chcemy, aby Orlen Arena stała się w tym sezonie niezdobytą twierdzą – mówił Adam Wiśniewski przed meczem z MKB Veszprem. Płocczanie zrobili pierwszy krok w tym kierunku, remisując po 60 minutach niesamowitego boju z drużyną, która w tym sezonie celuje w wygranie Ligi Mistrzów.

Mistrzowie Węgier rozegrali przed sezonem osiem meczów kontrolnych, wygrywając wszystkie. Zrobili tak wielkie wrażenie na oficjelach Ligi Mistrzów, że stawiani są na pierwszym miejscu wśród kandydatów do wygrania tych elitarnych rozgrywek. Nafciarze w tym samym rankingu sklasyfikowani zostali na dziewiątym miejscu. Nietrudno było więc na papierze wskazać faworyta.

Wynik meczu otworzył wprawdzie (z rzutu karnego) Valentin Ghionea, ale mistrzowie Węgier szybko przejęli kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami, w czym niemały udział miał ich bramkarz Marko Alilović. Najpierw obronił kolejną „siódemkę” egzekwowaną przez rumuńskiego skrzydłowego Wisły, później nie dał się pokonać w kilku innych sytuacjach. Gospodarze mieli solidne problemy z przedarciem się przez defensywę Veszprem, w której rządzili potężni Istvan Schuch i Mirsan Terzić.

Sytuacja poprawiła się nieco, kiedy na placu gry w miejsce Dmitrija Zhytnikova pojawił się Marko Tarabochia. Goście, ewidentnie nieprzygotowani na takie rozwiązanie, nieco pogubili się w defensywie, co wykorzystała Orlen Wisła, doprowadzając do remisu. Końcówka pierwszej połowy należała jednak do zespołu z Węgier, którzy po 30 minutach cieszyć się mogli dwubramkową przewagą.

Po zmianie stron mistrzowie Węgier dość szybko powiększyli swoją przewagę do czterech oczek, a później starali się grać bramka za bramkę. Drużyna prowadzona przez trenera Manolo Cadenasa po kwadransie gry zdołała odrobić połowę strat, ale później w grę nafciarzy wkradła się nerwowość, wykorzystana przez Veszprem, które kilka minut przed końcem ponownie prowadziło czterema golami

Hiszpański szkoleniowiec nafciarzy zdecydował się w końcówce meczu na nietypowe ustawienie, desygnując do gry jednocześnie dwóch nominalnych playmkerów. Defensywa gości nie do końca wiedziała, czy bardziej zwracać uwagę na Dmitrija Zhytnikova, czy na Marko Tarabochię, który wcześniej napsuł jej sporo krwi. – Ćwiczyliśmy na treningach taki wariant – przyznał po meczu reprezentant Bośni i Hercegowiny. – Cieszę się, że przyniósł właściwe efekty.

Ostatnie cztery minuty gry to pięć bramek zdobytych przez nafciarzy i zaledwie jedno trafienie gości. Bohaterami niezwykłej końcówki byli Tiago Rocja, który trzy razy wpisywał się na listę strzelców (w całym meczu zdobył aż dziewięć goli) i Dima Zhytnikov, który dołożył do tego dwa trafienia i doskonale dyrygował poczynaniami ofensywnymi płockiego zespołu. Ale przede wszystkim był autorem trafienia, dzięki któremu cztery sekundy przed końcową syreną ustalony został końcowy wynik meczu.

– Dziękuję naszym kibicom, którzy jak zawsze  dali  siebie wszystko, dopingując nas do ostatniej sekundy – mówił na pomeczowej konferencji prasowej trener Manolo Cadenas. – Naszą grą w końcówce pokaaliśmy, dlaczego zasługujemy na grę w Lidze Mistrzów.

 

Orlen Wisła Płock – MKB MVM Veszprem 27:27 (11:13)

Orlen Wisła: Corrales, Wichary – Racotea 1, Wiśniewski, Ghionea 3, Montoro, Oneto 1, Zhytnikov 4, Rocha 9, Zelenović 4, Nikcević 1, Tarabochia 4, Konitz, Daszek

MKB: Alilović, Mikler – Schuch, Ilić 4, Nilson 6, Nagy 3, Zeitz 1, Ugalde 3, Rodriguez 2, Terzic, Marguc 6, Lekai 1, Palmarson 1, Slisković