Coraz więcej zajętych szpitalnych łóżek i coraz trudniejsza sytuacja w płockim szpitalu na Winiarach. Oznacza to, że przysłowiowe światełko w tunelu dla osób, które oczekują na zabiegi czy leczenie od kilku miesięcy, coraz bardziej blednie. Bo jeżeli szpital tymczasowy w Płocku będzie działał na takich samych zasadach jak szpital na Stadionie Narodowym, to szanse na normalne funkcjonowanie największego szpitala w naszym regionie maleją praktycznie do zera. Pacjenci nie zakażeni i nie chorujący na koronawirusa, będą skazani na rozwój swoich chorób w domowych zaciszu.
Stanisław Kwiatkowski, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Płocku nie ukrywa, że placówka jest na skraju wytrzymałości. Szef szpitala ogromne nadzieje pokłada w powstającym szpitalu tymczasowym, który na swoim terenie buduje PKN Orlen. Podczas praktycznie wszystkich konferencji prasowych, a te odbywają się trzy razy w tygodniu, dyrektor szpitala na Winiarach dziękuje prezesowi Orlenu, jak i samej spółce, za to, że szpital powstaje. – Jestem wdzięczny i bardzo dziękuję – podkreśla podczas konferecji. Stanisław Kwiatkowski nie ukrywa także swojego optymizmu, ma nadzieję, że szpital na Winiarach wróci na „swoje tory” i właściwie wyczuwa się to w każdej rozmowie. I chociaż nie jesteśmy malkontentami, to zastanówmy się czy optymizm szefa placówki nie jest przedwczesny?
Personelu wciąż za mało
Szpital tymczasowy budowany na terenie Centrum Badawczo Rozwojowego ma być gotów za trzy dni. Z wcześniejszych zapowiedzi koncernu wynikało, że szpital tymczasowy z setką pierwszych łóżek ma być gotowy do 20 listopada, a z dwustoma łóżkami do 30 listopada. Rekrutacja personelu do pracy w tymczasowej placówce trwa od 5 listopada. Do wczoraj na rekrutację do pracy w powstającym szpitalu odpowiedziało kilku lekarzy i kilkadziesiąt innych osób, w tym pielęgniarek. Kwiatkowski już zapowiedział, że w sprawie naboru zwróci się o pomoc do wojewody mazowieckiego. – Aby szpital tymczasowy ruszył w całości, tego personelu jest za mało – mówił w poniedziałek Kwiatkowski. Dyrektor zapewnił również, że jeżeli ktoś z obecnego, szpitalnego personelu będzie chciał dorobić, po wykonaniu swoich obowiązków w macierzystej placówce, będzie mógł podjąć pracę w szpitalu tymczasowym. Przypuśćmy, że uda się zebrać trochę kadry na początek.
Ze wstępnych wyliczeń wynika, że uruchomienie i funkcjonowanie szpitala tymczasowego w Płocku będzie wymagało zatrudnienia m.in. 52 lekarzy, 152 pielęgniarek i pielęgniarzy, 120 opiekunów medycznych, 34 ratowników medycznych, a także sekretarek i sekretarzy medycznych oraz kierowców. Potrzeba około 450 osób. Rekrutacja trwa.
Kolejny problem to… chorzy
Na stronie Szpitala Narodowego, który Rząd z wielką pompą utworzył w Warszawie na stadionie opublikowano zasady i kryteria przyjmowania pacjentów. Osoba, która trafi do tej placówki musi spełniać cztery kryteria. Po pierwsze konieczne jest rozpoznanie zakażenia koronawirusem na podstawie testu PCR lub testu antygenowego. Pozytywny wynik musi być potwierdzony nie później niż w ciągu 10 dni od początku objawów klinicznych. Pacjent może być w stanie wymagającym lub niewymagającym tlenoterapii, potrzebna jest informacja o jego saturacji. Skierowana do tej placówki osoba musi też mieć wynik badania obrazowego płuc z ostatnich pięciu dni (RTG lub tomografia komputerowa). Ostatni warunek to brak ostrych i przewlekłych chorób współistniejących, które wymagają specjalistycznego leczenia. Nie będą też przyjmowani pacjenci, którzy dopiero co zakończyli leczenie specjalistyczne lub są tuż po operacjach. Dodatkowo pacjent nie może mieć żadnego spośród 14 kryteriów wymienionych jako dyskwalifikującego go do przyjęcia. Wszystkie znajdują się na stronie Szpitala Narodowego.
Jeżeli takie same kryteria będą obowiązywały w płockim szpitalu tymczasowym to po prostu, co należy powiedzieć głośno, powstanie kolejne izolatorium. A jedno już w okolicy jest i znajduje się w ośrodku w Koszelówce. – Trochę nas to odciąża – przyznaje Kwiatkowski. – Przebywają tam osoby, które nie mają warunków, aby przebywać na kwarantannie, czyli w domu bo mają małe dzieci lub zamieszkują z seniorami.
Posunięcie wojewody, które daje do myślenia…
Myślenia o tym właśnie, że koncern buduje coś, co będzie nosiło jedynie nazwę „szpital”, a będzie… trochę lepiej wyposażonym izolatorium. Skąd taki wniosek? Otóż, na kilka dni przed zapowiadanym uruchomieniem szpitala tymczasowego, wojewoda mazowiecki zarządził, aby w szpitalu wojewódzkim na Winiarach zabezpieczono 150 łóżek tzw. covidowych. Szefostwo placówki dwoiło się i troiło, aby te łóżka przygotować. W sumie wygospodarowano ich 109. Więcej nie dało rady. Zakażeni pacjenci zajęli łóżka na oddziałach: zakaźnym, płucnym, rehabilitacji ortopedycznej, kilka łóżek na nefrologii i na jednym z odcinków neurologii. – Poza tym izolatki znajdują się na 9 szpitalnych oddziałach, co bardzo utrudniania funkcjonowanie placówki – mówi Kwiatkowski.
A chorych niestety przybywa. Wczoraj, czyli w poniedziałek, na 109 miejsc covidowych było już… 117 pacjentów, 22 osoby czekały na wynik. Od decyzji wojewody w tym przypadku też dyrekcja szpitala się odwołała. Nic dziwnego, bo szpital z gumy nie jest. Zasadna jest jednak wątpliwość, budowy „szpitala”, skoro na kilka dni przed jego uruchomieniem, jedną decyzją pozbawia się łóżek pacjentów, którzy nie są zakażeni koronawirusem i oczekują od kilku miesięcy na zabiegi lub leczenie.
Co z tego wszystkiego wyniknie, przekonamy się niebawem, czyli – według zapowiedzi – za trzy dni.
Fot. Zdjęcia ilustracyjne – Pixabay.