Marek Jakubiak, były poseł Kukiz’15 z okręgu płocko-ciechanowskiego, w szybkim tempie zyskał ponad 140 tys. podpisów pod swoją kandydaturą na urząd prezydenta Polski. Sam był zaskoczony taką skalą poparcia, o czym mówił w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”. Podpisy budziły wątpliwości, dlatego sprawa trafi do Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Marek Jakubiak, właściciel holdingu Browary Regionalne Jakubiak, początkowo był posłem Kukiz’15 z okręgu płocko-ciechanowskiego, natomiast w listopadzie 2018 r. stanął na czele powołanej Federacji dla Rzeczpospolitej. Próbował swoich sił – tym razem bez powodzenia – w kolejnych wyborach do parlamentu, startując z krakowskiej listy Bezpartyjnych Samorządowców. Nie powiodło mu się również w wyborach na prezydenta Warszawy, zajął czwarte miejsce. O tym, że chciałby startować w wyborach na prezydenta Polski były poseł powiadomił w programie „Gorące pytania” w telewizji wPolsce 10 marca.
– Sprawa jest aktualna od półtora tygodnia. Setki telefonów, buduje się bardzo duża organizacja, co mi tlenu dodaje i łatwiej się oddycha myśląc, że startuję, bądź co bądź, na pierwszą osobę w państwie – mówił w programie.
Przypomnijmy, aby kandydować, trzeba zebrać i złożyć 100 tys. podpisów. Jakubiakowi ta sztuka, w dodatku w okresie epidemii, miała się udać w zaledwie kilka dni. W dodatku miało ich być o wiele więcej, 140 tys. W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” wyjaśniał, że to „nie jest cud”, podpisy zbierali obywatele od dwóch miesięcy, a nie od dwóch tygodni (podpisy można było zbierać od 5 lutego 2020 r.). Dodał jednocześnie, iż jest „zdumiony taką ilością podpisów”. – Stąd moje wątpliwości co do intencji co niektórych paczek z podpisami, ale prawda jest taka, że 100 tys. zostało przysłanych, przyniesionych.
Przyznał, że zgłaszali się do niego ludzie, którzy przynosili listy poparcia. O sprawie zaczęło robić się głośno w ogólnopolskich portalach internetowych, ponieważ jak zaznaczał sam Jakubiak, niektórych ludzi nie znał, nie był więc w stanie zweryfikować wiarygodności osób, które się u niego zjawiały. Pojawiła się informacja, że pomocni w zbieraniu podpisów okazali się pomorscy działacze Prawa i Sprawiedliwości.
Do sprawy prawidłowości podpisów w czwartek wrócił portal Onet, ponieważ te, które zostały złożone w Państwowej Komisji Wyborczej, mają trafić do Prokuratury Okręgowej w Warszawie „w związku ze stwierdzonymi wątpliwościami co do ich prawidłowości”.
Adwokat Roman Giertych złożył wniosek do PKW, zamieszczając także skany pisma na Twiterze. Z treści wynika, że PKW podjęła decyzję o przekazaniu podpisów do prokuratury. PKW nie rozpoznała jeszcze zgłoszenia kandydata dokonanego przez pełnomocnika wyborczego w dniu wpłynięcia pisma (z datą 7 kwietnia). Można w nim przeczytać: – Jeżeli przedłożone podpisy będą spełniały warunki określone w Kodeksie wyborczym, niezależnie od wątpliwości Komisji i przekazania sprawy prokuraturze, Komisja będzie miała obowiązek zarejestrowania kandydata. Natomiast ewentualna kwestia naruszenia przepisów karnych związana ze zbieraniem podpisów poparcia należała będzie do prokuratury.
Ponadto stwierdzono, ze PKW „nie ma instrumentów prawnych do badania, kiedy w rzeczywistości podpisy były zbierane, gdyż Kodeks wyborczy nie zawiera wymogu informacji o dacie udzielenia poparcia”. Dlatego prezydentowi Polski, marszałkowi Sejmu i Senatu przedłożono propozycję uzupełnienie przepisów o obowiązek podawania na każdej stronie wykazu podpisów daty udzielenia poparcia, aby zapobiec w przyszłości przedwczesnemu zbieraniu podpisów bądź wykorzystaniu podpisów zebranych wcześniej w związku z innymi wyborami.
Jakubiak, poproszony przez dziennikarza Onetu, o komentarz do sprawy, odpowiedział, że „w procesie zbierania podpisów wszystko może się zdarzyć”, z kolei on „nie ma sobie nic do zarzucenia” i ze spokojem oczekuje na decyzję PKW.