Zakończyły się mecze piłkarzy ręcznych Orlen Wisły w kalendarzowym roku 2015. Jak wypadli nafciarze podczas tego okresu? Były momenty piękne, pechowe, ale nie obyło się też bez wpadek.
Katarski sen
Zawodnicy Manolo Cadenasa rok 2015 rozpoczęli od przywiezienia z Kataru brązowego medalu mistrzostw świata. Polska w osłabionym składzie przy narzekaniach „ekspertów”, mówiących o tym, że nie mamy na co liczyć w Katarze, pojechała na turniej i nie zawiodła. Biało-czerwoni na pokładzie z płockimi zawodnikami (Michałem Daszkiem, Kamilem Syprzakiem, Adamem Wiśniewskim, Marcinem Wicharym i Mariuszem Jurkiewiczem) w małym finale pokonali drużynę swojego klubowego trenera po dogrywce 29:28 (24:24, 13:13). Sensacyjny brązowy medal genialnie rozpoczął 2015 rok.
Ligowa rzeczywistość
Do zmagań w PGNiG Superlidze, drużyny wróciły 5 lutego. Nasi zawodnicy zagrali na wyjeździe z drużyną Azotów Puławy. Po świetnym meczu na trudnym terenie płoccy szczypiorniści przywieźli wynik 37:22. Pierwszy mecz w Orlen Arenie po przerwie zimowej Wiślaków to pojedynek z MMTSem Kwidzyn. Nafciarze pewnie pokonali rywali 39:27, mimo że gra z nimi nigdy nie należała do najłatwiejszych. Te dwa wysokie zwycięstwa pozwoliły kibicom z wielkimi nadziejami i optymizmem patrzeć w przyszłość. Nie było to zresztą przesadzone. Nasi piłkarze ręczni pewnie kroczyli przez Ligę Mistrzów, Superligę, puchar Polski, aż do 10 marca. Wtedy Orlen Wisła doznała pierwszej porażki w 2015 roku. Jak nietrudno się domyślić, rywalami nafciarzy był zespół Vive Tauronu Kielce. Płocczanie ulegli kielczanom 27:30. Mimo to, nadal wszyscy wierzyli, że ten sezon będzie jednym z najlepszych.
Plaga kontuzji
Orlen Wisła do meczu z Vardarem Skopje w 1/8 Ligi Mistrzów podchodziła z nastawieniem, że musiałby się stać cud, żebyśmy pokonali wielki Vardar. Ten cud zdarzył się w Orlen Arenie. Po genialnym meczu Wisła pokonała na własnym parkiecie Macedończyków 32:26, a mogła jeszcze wyżej. Jednak od tego momentu wszystko zaczęło się sypać. Plaga kontuzji jaka dotknęła płocki klub, zmusiła podopiecznych Manolo Cadenasa do gry w rewanżowym spotkaniu w jedenastu zawodników (w tym dwóch bramkarzy). Płocczanie zagrali tragicznie i okazało się, że sześciobramkowa zaliczka z pierwszego meczu to było zdecydowanie za mało. Wisła przegrała jedenastoma bramkami i zakończyła udział w Lidze Mistrzów w sezonie 2014/15. Dalej choć mocno osłabiona, nie miała większych problemów w ligowych potyczkach. Wiślacy dotarli do półfinału fazy play-off i przyszedł czas na Final Four pucharu Polski.
Heroiczny bój w pucharze
W półfinale pucharu Polski Wisła pokonała po bardzo ciężkim meczu Azoty Puławy 40:37. Na domiar złego wypadł ze składu Mariusz Jurkiewicz, czyli doszedł kolejny kontuzjowany przed finałowym meczem z Vive Tauronem Kielce. Oznaczało to, że płocczanie podejdą do tego spotkania dziesięcioma zawodnikami mogącymi grać w polu. To jednak nie złamało naszych szczypiornistów. Po heroicznym boju Vive wygrało odskakując dopiero w końcówce na trzy bramki (23:26). Wniosek był tylko jeden. W pełnym składzie jesteśmy w stanie pokonać kielczan.
Finały na resztkach paliwa
Po gładko wygranych półfinałach play-off przyszedł czas na wielki finał. Jednak sytuacja kadrowa nie była wesoła. Orlen Wisła jechała już na resztkach paliwa. Pierwsze spotkanie w Kielcach przegrała pięcioma bramkami (26:31). Cały czas musząc grać dziewięcioma zawodnikami w polu, w drugim meczu płocczanie zdołali rzucić tylko 16 bramek. Rywale trafili do siatki 25 razy. To oznaczało, że prowadzili w walce do trzech zwycięstw 2:0 i jechali do Płocka jak po swoje. Na domiar złego kolejnych dwóch zawodników w szeregach Manolo Cadenasa złapało kontuzje. Do walki z Vive płocczanie przystąpili w dwunastoosobowym składzie, z tym, że było w nim trzech bramkarzy i dwóch juniorów z Orlen Wisły II. Krótko mówiąc, tylko szaleniec postawiłby na Wisłę w tym meczu. A chyba nawet szaleniec nie powiedziałby, że coś można jeszcze zrobić, kiedy nawet junior zapożyczony z drugiego zespołu (Maciej Skibiński), podczas jednej z pierwszych akcji złapał poważną kontuzję. Ale mimo to, ręce kibiców zamiast opadać coraz niżej wzbijały się coraz wyżej! Płocczanie prowadzili do przerwy 17:14 i dopiero przy ekstremalnym wycieńczeniu przegrali w samej końcówce 28:29. Patrząc na to w jakim składzie grali płoccy zawodnicy, kibice musieli docenić walkę i zaangażowanie. Choć złoty medal znów pojechał do Kielc, głosy w Płocku były zgodne – taką Wisłę chcemy oglądać, przyszły sezon może być nasz!
Nowy sezon, nowe nadzieje
Nowy sezon to jak zawsze roszady w składzie. Szeregi nafciarzy opuścili Kamil Syprzak (FC Barcelona), Sasza Tioumentsev (Meskhov Brześć) oraz Mariusz Jurkiewicz (Vive Tauron Kielce). To drużyny dołączyli natomiast, Marco Oneto, Marco Tarabochia, Bartosz Konitz i Dimitrii Zhytnikov. Pierwsze trzy mecze ligowe z MMTSem Kwidzyn, KPR Legionowo i Azotami Puławy niewiele mogły powiedzieć o potencjale zespołu Manolo Cadenasa, ale mógł o tym powiedzieć pierwszy mecz w Lidze Mistrzów. Datę 19 września 2015 roku i wynik 27:27 na długo zapamiętają wszyscy kibice piłkarzy ręcznych Wisły. Po horrorze w końcówce nafciarze wydarli punkt faworyzowanemu węgierskiemu, MKB Veszprem. Po tym spotkaniu w Płocku zapanował wielki optymizm. Kibice uwierzyli, że możemy wygrywać z najlepszymi zespołami w Europie. Wiślacy, aż tak mocni nie byli, jednak powalczyli w Paryżu z PSG ulegając dopiero w końcówce spotkania (24:29). Wygrali za to wyjazdowe spotkanie z Celje Pivovarną Lasko (28:25). Po wielkim meczu w Płocku z MKB Veszprem kibice z nadziejami patrzyli na mecz z THW Kiel. Ten jednak mówiąc bardzo delikatnie płocczanom nie wyszedł. Drużyna sprawiała wrażenie bezradnej, zawiodła na całej linii i przegrała we własnej hali aż 23:37. To był mocny cios dla wszystkich kibiców szczypiorniaka w naszym mieście, bo tak wyraźnej porażki nikt się nie spodziewał. Po kolejnych dwóch przegranych meczach w Champions League z PPD Zarzeb (25:29) i SG Flensburg (30:34), przyszedł czas na świętą wojnę. Po ostatniej, w której zdziesiątkowani nafciarze jak lwy walczyli o każdy centymetr parkietu, kibice spodziewali się powtórki, z tym, że wynik tym razem miał być na korzyść Wisły. Tym bardziej, że skład był dużo liczniejszy niż wtedy. Niestety, to była druga poważna wpadka Manolo Cadenasa i jego zespołu w tym sezonie. Wisła nie potrafiła nawiązać walki z rywalami przegrywając 22:32. Nerwową atmosferę w Płocku uspokoiły dwie pewne wygrane z Besiktasem Stambuł 32:26 i 38:29. Nawet minimalna porażka w wyjazdowym meczu z Flensburgiem wlała w środowisko płockiej piłki ręcznej więcej pozytywnych niż negatywnych emocji.
Nerwowy koniec roku
Po wygranej w lidze z KPR Legionowo przyszedł czas na przerwę na zgrupowanie reprezentacji narodowych. Po niej do zespołu nie wrócił już Nemanja Zelenović. Serb został sprzedany przez płocki klub do niemieckiego SC Magdeburg. W jego miejsce pojawił się Brazylijczyk Jose Guilherme de Toledo i już w pierwszych meczach w najlepszy możliwy sposób, czyli walcząc do upadłego i rzucając po kilka bramek w meczu, przedstawił się płockim kibicom. Po zwycięstwie nad Azotami Puławy (32:23) w Płocku czekano ze zniecierpliwieniem na mecz roku. Wisła podejmowała we własnej hali PPD Zagrzeb. To miał być punkt zwrotny i szansa na zmazanie plamy po nieudanych meczach z Kilonią i Kielcami. Niestety i tym razem czegoś zabrakło. Płocczanie nie wykorzystali w tym meczu aż pięciu rzutów karnych i mimo, że mieli piłkę w ostatnich sekundach spotkania, nie dali rady zdobyć gola i ostatecznie zremisowali z chorwackim zespołem 23:23. Wydawało się, że płocczanom nic złego już nie może się stać. Do końca 2015 roku zostały dwa mecze ligowe z borykającym się z wielkimi problemami, Śląskiem Wrocław oraz grającym zdecydowanie poniżej swojego poziomu Górnikiem Zabrze. Po rozgromieniu Śląska w Płocku (47:19), mecz z Zabrzem wydawał się być formalnością. Niestety nerwowa gra spowodowała, że niebiesko-biało-niebiescy zaliczyli kolejną wpadkę w tym sezonie. Zremisowali z Górnikiem 34:34 i na własne życzenie utrudnili sobie życie. Czemu? Na samym początku sezonu najwięksi rywale Wisły, Vive Tauron Kielce zremisowali z Pogonią Szczecin. Mimo porażki z kielczanami, płocczanie mieli realną szansę na wywalczenie pierwszego miejsca na koniec rundy zasadniczej, co dałoby im dobry start przed fazą play-off. Jedynym warunkiem do spełnienia było zwycięstwo choćby jednym golem z Vive we własnej hali. Po remisie w Zabrzu, aby nafciarze zajęli pierwsze miejsce w fazie zasadniczej (zakładając, że zarówno Wisła jak i Vive nie stracą już z nikim innym punktów), musieliby wygrać z kielecką ekipą, aż jedenastoma bramkami.
Dokąd zmierza drużyna Wisły?
To pytanie, przynajmniej na razie, pozostanie bez odpowiedzi. Można ganić płocczan za porażki, jak ta z Vive czy Kilonią i chwalić za wielkie mecze, jak ten z Veszprem. Czy zespół jest dobrze prowadzony? To pytanie ostatnio zadaje sobie każdy kibic szczypiorniaka. Chcę tylko przypomnieć, że po remisie z Veszprem kibice mówili o trenerze „magiczny Manolo”, a po porażce z Kielcami i Kilonią, prawie wszyscy tego samego Manolo Cadenasa zwalniali ze stanowiska trenera. Jedno jest pewne. Ta drużyna nadal liczy się w walce na wszystkich płaszczyznach i wyciąganie wniosków przez kibiców, czy mamy szansę na mistrzostwo, puchar i zajście dalej niż TOP16 Ligi Mistrzów, jest warte tyle co wróżenie z fusów (nieśmiało przypominam 2011 rok, kiedy to nafciarze pokonali faworyzowane Vive i zdobyli mistrzostwo Polski, choć wtedy nikt nie dawał nam dużych szans na wygranie nawet jednego meczu). Co może nam teraz pomóc? Wiara w tą drużynę i chęć podążania wszystkich w jedną stronę. Mam na myśli właściciela klubu, zarząd, zawodników oraz kibiców. To był burzliwy rok, ale jeszcze nic w tym sezonie nie przegraliśmy, a jest wiele do wygrania. Nerwowe ruchy jeszcze nigdy nikomu nie wyszły na dobre…
Trochę liczb
Podsumowując, nafciarze zagrali w 2015 roku 51 spotkań. Wygrywali, aż 36 razy, remisowali trzykrotnie oraz zaliczyli 12 porażek. Podczas tych występów Wisła rzuciła 1603 gole.
Wyróżniając z tego okresu Ligę Mistrzów, w której podopieczni Manolo Cadenasa zagrali 14 spotkań, zaliczyliśmy sześć zwycięstw, dwa remisy i pięć porażek. W elitarnych rozgrywkach zdobyliśmy 329 bramek.
W tym roku kalendarzowym najzdrowszymi zawodnikami okazali się być Michał Daszek i Dan Racotea, którzy wystpili we wszystkich spotkaniach.
Najwyższe zwycięstwo: 47:19 ze Śląskiem Wrocław
Najwyższa przegrana: 23:37 z THW Kiel
Najwięcej bramek zdobytych: 47 ze Śląskiem Wrocław
Najmniej bramek zdobytych: 16 z Vive Tauron Kielce
Najwięcej bramek straconych: 37 z THW Kiel
Najmniej bramek straconych: 17 z Gwardią Opole
Liczba zawodników, którzy wystąpili w barwach ORLEN Wisły: 25
Najwięcej bramek: Michał Daszek 205, Valentin Ghionea 188
Najwięcej bramek w jednym meczu: 12 – Michał Daszek (w meczu z Górnikiem Zabrze), Mateusz Piechowski (ze Śląskiem Wrocław)
źródło: sprwislaplock.pl, ww