Iwaniak: Sprowadzono oświatę do kalkulacji finansowych

Radni opozycyjnych klubów wypominają prezydentowi wprowadzanie zarządzeń bez konsultacji ze związkami zawodowymi, prezydent bije się w pierś, atakując jednocześnie, że nie wystarczy mieć dzieci, by znać się na systemie oświaty. Jednym słowem ostra wymiana zdań w trakcie XXXVIII sesji rady miasta.

Jednym z tematów dzisiejszych obrad było funkcjonowanie płockich placówek oświatowych w nowym roku szkolnym, w tym ocena funkcjonowania Zarządzeń Prezydenta Miasta Płocka reformujących zarządzanie i finansowanie oświaty. Owa ocena okazała się trudna, a w zasadzie nawet nie bardzo możliwa, gdyż, co zauważyła radna PiS Wioletta Kulpa, dane przygotowane na dzisiejszą sesję pochodzą z marca. Radna przypomniała również prezydentowi, że wprowadzenia tych zarządzeń nie poprzedził konsultacjami ze związkami zawodowymi. Przypominamy, że nowe zarządzenia wprowadziły między innymi ramy dotyczące liczebności klas w oddziałach. Ze względów finansowych nie może być zbyt małych klas. Finał tej sprawy miał miejsce w sądzie, który orzekł, że przeprowadzenie wcześniejszych rozmów ze związkami było obowiązkowe. Prezydent przyznał dziś, że wyrok sądu przyjmuje z pokorą i jest w stanie uderzyć się w pierś, choć jak zaznaczył, wówczas dysponował opinią prawną, według której konsultacje nie były konieczne. Andrzej Nowakowski zapowiedział, że odbędą się konsultacje ze wszystkimi związkami zawodowymi.

Do zarządzeń odniósł się radny SLD Arkadiusz Iwaniak, który atakował prezydenta, że ten nałożył „kaganiec finansowy” na dyrektorów, nazywając go autonomią. – W wielu szkołach są uczniowie o specjalnych potrzebach, którzy wymagają więcej uwagi. Oni nie powinni się uczyć w klasach 30-osobowych. Tymczasem dyrektor musi na bok odłożyć swoją wrażliwość i patrzeć jedynie na wynik finansowy – krytykował z mównicy radny Iwaniak.

Prezydent w odpowiedzi tłumaczył, że zarządzenia nie dotyczą uczniów specjalnej troski. Wówczas radny SLD ripostował szybko, iż nie miał na myśli uczniów specjalnej troski, ale młodzież, która po prostu potrzebuje więcej uwagi. Prezydent tłumaczył, że dyrektor placówki ma możliwość tworzenia klas mniej licznych. Musi tylko takie działanie uzasadnić. Jak później dodał wiceprezydent odpowiedzialny za oświatę, Roman Siemiątkowski, w Borowiczkach są na przykład trzy klasy 20-osobowe zamiast dwóch 30-osobowych i jak zapewniał, takich przykładów jest więcej.

Temat płockiej edukacji w trakcie dzisiejszych obrad był szeroko omawiany przez radnych, nie tylko w odniesieniu do wprowadzonych zarządzeń. Jak się okazało wielu płockich rajców miało swoje pomysły dotyczące funkcjonowania szkół. Radny SLD Piotr Nowicki zwrócił uwagę na produkty sprzedawane w szkolnych sklepikach. Zdecydowanie sprzeciwił się sprzedawaniu w nich chipsów czy napojów energetycznych. Ponadto mówił o ciężkich plecakach, które muszą dźwigać dzieci, bo jak się okazuje wszystko jest w nich potrzebne. Prezydent odpowiadał, że w wielu szkołach są już szafki, w których uczniowie mogą zostawiać książki, ale ich ustawianie leży już w gestii dyrektora placówki, podobnie jak asortyment szkolnych sklepików. Nie ma przepisów, które by te kwestie odgórnie określały.

Radny Arkadiusz Iwaniak poruszył też kwestię drogich podręczników, które zmieniają się co roku, powodując, że rodzice muszą wydawać pieniądze na nowe. Radny Nowicki stwierdził, że podręczniki w całym mieście powinny być takie same. Wówczas koszty dla rodziców byłyby niższe. W tym temacie prezydent również zaznaczał, że książki, z których korzystają uczniowie są wybierane przez nauczycieli, a miasto, będące co prawda organem prowadzącym nie stanowi nadzoru pedagogicznego więc nie może narzucać szkołom z jakich podręczników mają korzystać. Radna Magdalena Lewandowska, pedagog z wieloletnim stażem uzupełniała, że podręczniki są wybierane przez zespoły nauczycieli.

– W szkołach odbywają się giełdy podręczników, jeśli jest taka możliwość. Trzeba jednak też pamiętać, że zmieniła się podstawa programowa, która wymusiła zmianę podręczników – tłumaczyła radna Lewandowska.  

– Są rodzice, są nauczyciele, w takim razie po co my tu siedzimy? – pytał ironicznie radny Iwaniak, który na odpowiedź nie musiał długo czekać. – Po to, żeby dyskutować, ale do dyskusji trzeba być przygotowanym – odparł prezydent Nowakowski.

Radny Iwaniak nie pozostawał dłużny prezydentowi. – Jestem przygotowany do dyskusji. Mówię bazując na swoim doświadczeniu, bo mam dwójkę dzieci w szkołach. Mówię o stworzeniu systemu – takie obce słowo – w końcu podstawa programowa nie zmienia się co rok – złośliwie odpowiedział prezydentowi radny SLD. Szybko po swojej wypowiedzi usłyszał od prezydenta, iż nie wystarczy mieć dzieci, by znać się na systemie oświaty.

Po burzliwej dyskusji materiał przygotowany na dzisiejszą sesję został przyjęty.

Jak zapowiedział prezydent, temat edukacji jeszcze powróci, gdy będą już dostępne dane z końca września.