Miała być radość. Jest stypa

Wisła jechała do Skopje, aby przypieczętować swój awans do TOP 8 Ligi Mistrzów. Niestety, podopieczni trenera Manolo Cadenasa nie udźwignęli ciężaru spoczywającej na nich odpowiedzialności i przegrali z Vardarem aż jedenastoma bramkami.

Patrząc na to, co gracze Wisły wyprawiali od pierwszych minut meczu z Skopje, można było odnieść wrażenie, że mecz przegrali oni już w szatni. Można było jedynie mieć nadzieję, że nafciarze powalczą o uratowanie sześciobramkowej przewagi z Płocka. A tym samym zapewnią sobie awans do ćwierćfinału najbardziej elitarnych rozgrywek ligowych na starym kontynencie.

Początkowo wydawało się, że Wisła ma szansę na awans. Wprawdzie niemal nie do zatrzymania był Sergei Gorbok, jednak płocka defensywa całkiem dobrze radziła sobie z Igorem Karaciciem, a przede wszystkim z Aleksem Dujshebaevem. Po pierwszych 30 minutach gry miejscowi prowadzili czterema bramkami. Różnica mogłaby być mniejsza, ale w kilku sytuacjach płocczan zawiodła skuteczność bądź na drodze stawał im doskonale tym razem dysponowany Arpad Sterbik.

Po zmianie stron Wisła „zapomniała”, jak zdobywa się bramki. Bramkarz miejscowych bronił wręcz niesamowicie, ale spora w tym zasługa samych płocczan, którzy wiele rzutów oddawali z nieprzygotowanych pozycji. Niestety, im większa była przewaga Vardaru, tym gracze Wisły popełniali więcej błędów technicznych. Nie pomogły przerwy w grze, o które prosił trener Manolo Cadenas.

Nafciarze chcieli jak najszybciej zniwelować straty. Efekt był jednak dokładnie odwrotny od zamierzonego. Wszystko przez nadmierny pośpiech. Kiedy miejscowym nie udawało się zdobyć gola, nafciarze zbyt szybko chcieli wyprowadzać kontry, co zazwyczaj kończyło się stratą piłki. A kiedy Wisła rozgrywała atak pozycyjny, często któryś z graczy zbyt szybko decydował się na rzut.

A na domiar złego niewidoczni w pierwszej połowie Alex Dujshebaev i Igor Karacić rozkręcali się z minuty na minutę, nakręcając grę swojego zespołu.

Już kwadrans przed końcem meczu można było mieć niemal stuprocentową pewność, że Wisła nie zdoła odrobić strat i zakończyć spotkania z wynikiem, który gwarantowałby jej awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Czego zabrakło nafciarzom, aby osiągnąć najlepszy wynik w historii klubu? Przede wszystkim „genu zwycięstwa” oraz tego, co w ojczyźnie trenera Manolo Cadenasa określa się jako „cojones”.

Vardar Skopje – Orlen Wisła Płock 31:20 (14:10)

Vardar: Sterbik, Angelov – Brumen, Toskić 2, Karacić 7, Dujshebaev 9, Diborow 1, Gorbok 8, Abutović, Lazarov 1, Shishkarev, Chipurin, Stoilov 3, Terzić

Orlen Wisła: Corrales, Wichary – Kwiatkowski, Tioumenstev 3, Ghionea 2, Jurkiewicz 3, Syprzak 2, Zelenović 2, Nikcević, Wiśniewski 3, Montoro 1, Daszek 1, Racotea 3