Dlaczego na dystrybutorach na stacjach paliw Orlenu w ubiegłorocznym okresie przedwyborczym pojawiły się kartki informujące o awarii? Dziś zespół prasowy tamtą sytuację przedstawia w innym świetle…
Zdjęcia z kartkami pochodziły z różnych miast, w tym m.in. z Warszawy, Wałbrzycha, Kutna czy Tarnowa.
Prezes i główny ekonomista Instytutu Finansów Publicznych Sławomir Dudek zamieścił w mediach społecznościowych zrzut ekranu, na którym można było zobaczyć treść maila wysłanego do stacji przez jeden z działów Orlenu. Komunikat o awarii danej pompy miał znaleźć się na dystrybutorach w sytuacji braku jakiegoś rodzaju paliwa. „Jeżeli brakuje wszystkich rodzajów paliw, wszystkie oznaczenia/naklejki paliwowe należy zakleić komunikatem formatu A4 z „Awaria dystrybutora. Przepraszamy za utrudnienia” – czytamy.
Redakcja TVN24 pytała wówczas biuro prasowe koncernu o nalepki. Wyjaśniono, że mail był z września, ponadto „wynikał wyłącznie z rekordowego popytu, który obserwowaliśmy w związku z końcem letniej promocji”. Problemy z brakiem niektórych rodzajów paliw na części stacji miały być przejściowe, nie trwające dłużej niż 2- 3 godziny. Wzmocniona logistyka, jak dodano w biurze prasowym koncernu, poskutkowała, prowadząc do „unormowania sytuacji”.
Co więcej zapewniono, że „firma zapewnia stabilność podaży i dysponuje odpowiednią ilością paliw, aby zaspokoić potrzeby swoich klientów”.
A dziś…
W poniedziałek Orlen opublikował na portalu X trwający niespełna 3 minuty film pt. „Awaria dystrybutora, czyli kampania wyborcza za 3,5 mld zł” (obejrzycie go pod tym linkiem).
A to jeden z kadrów tego filmu…
We wpisie czytamy: „Czy dla politycznych celów narażono bezpieczeństwo energetyczne Polski? Jak na tej przedwyborczej promocji zyskali nasi sąsiedzi? Odpowiadamy”.
W materiale pada pytanie o związek kartek z napisem awaria ze spadającymi cenami paliw na stacjach w Polsce w momencie, kiedy „w Czechach, na Słowacji, w Niemczech i w reszcie Europy rosły”. Dalej pada wyjaśnienie, że 42 proc. paliw pochodzi z importu, ponieważ rafinerie w Płocku i w Gdańsku nie są w stanie pokryć całego krajowego zapotrzebowania.
– Importerzy sprowadzający paliwa do Polski płacą ceny wyznaczane przez światowe giełdy. Jeśli cena hurtowa w danym kraju jest zbyt niska względem giełdy, importerzy przestają sprowadzać paliwo, bo musieliby sprzedawać je ze stratą – tłumaczy lektor.
Innymi słowy zaniżanie cen paliw powoduje, że coraz mniej paliwa trafia do kraju, prowadzi do „wyschnięcia stacji paliw”.
Dalej słyszymy: – Dokładnie z taką sytuacją mieliśmy do czynienia przed wyborami w 2023 r. Ówczesny zarząd Orlenu sztucznie utrzymywał zaniżone ceny hurtowe i doprowadził do zatrzymania importu. Sztuczne zaniżenie cen po raz pierwszy w historii w całej sieci Orlen na poziomie 5,99 zł spowodowało dodatkowo sztuczny wzrost popytu.
Polacy chętniej kupowali paliwo. I jak słyszymy w filmie nie tylko Polacy… – W związku z tym, że paliwo w Polsce kosztowało prawie 3 zł mniej na litr niż w Niemczech i prawie 2 zł mniej niż w Czechach i Słowacji rozpoczęła się wielka turystyka paliwowa do Polski. Sprzedaż na stacjach w październiku 2023 r. w trzech polskich województwach wzrosła o blisko 50 proc.
Chodzi o 80 mln litrów paliwa. – Czyli w Niemczech trzeba byłoby za nie zapłacić blisko 250 mln zł więcej. W związku z turystyką paliwową i zatrzymaniem importu Polsce zaczęło brakować paliw. Nawet pomimo tego, że Orlen uruchomił swoje rezerwy magazynowane na potrzeby kryzysu. A ponieważ Orlen musiał realizować dostawy do pozostałych odbiorców, bo zerwanie umów wiązałoby się z gigantycznymi karami, kartki „awaria” pojawiły się tylko na stacjach Orlen. W szczycie kryzysu różnych gatunków paliw brakowało jednocześnie nawet na 700 spośród 1900 stacji paliw Orlen. To wszystko kosztowało Orlen 3,5 mld zł. I to wszystko w czasie wojny za naszą wschodnią granicą, ale za to na chwilę przed wyborami w Polsce – zaznaczono na koniec.