Pracowała cały dzień i nikt jej za to nie zapłacił. Proceder “dni próbnych” kwitnie

– Na początek musiałam umyć okna, potem wyczyścić piece, następnie cały dzień pracowałam w kuchni – opowiada nam płocczanka. – Do pracy pojechałam na godz. 11:30, a do domu wróciłam po godz. 21. Na dodatek za te 9 godzin pracy nie otrzymałam nawet 1 zł – podkreśla.

Był to tzw. “okres próbny”, na który wezwał naszą czytelniczkę właściciel jednej z pizzerii na terenie Maszewa. Nasza rozmówczyni szuka pracy od jakiegoś czasu. Zgłosiła się do firmy, która szuka pracownika przez urzędy pracy. Pojechała na rozmowę, właściciel zakomunikował płocczance, że się odezwie. Faktycznie za kilka dni wezwał ją do pracy na tzw. okres próbny. – O pieniądzach nie było mowy od początku. Nawet podczas rozmowy kwalifikacyjnej nie zostałam poinformowana o stawce godzinowej – opowiada pani Agnieszka. Jednak płocczanka mówi, że nie o pieniądze już tu chodzi, a o wykorzystywanie człowieka. – Wie pani tak sobie myślę, że do świąt takich osób jak ja będzie jeszcze z dziesięć. Tym sposobem właściciel zapewnia sobie bezpłatną siłę roboczą.

Okazuje się, że na forach internetowych mnóstwo jest rozgoryczonych i rozczarowanych podobnymi sytuacjami osób. Proceder kwitnie w całym kraju. Pracodawca wzywa potencjalnego pracownika na okres próbny, a potem zwyczajnie nie płaci. Co więcej, bywają sytuacje, w których ma jeszcze pretensje.

Dlaczego nikt nie zajmuje się tą formą, jakby nie było, oszustwa? Często po pozytywnym przejściu rozmowy kwalifikacyjnej, rekrutowana osoba jest zapraszana na swoje potencjalne stanowisko pracy. W zależności od firmy – na godzinę, dzień, lub kilka dni, w celu sprawdzenia faktycznych umiejętności i przydatności dla danej placówki. Ale o wynagrodzeniu za ten czas nie ma w ogóle mowy – porusza podobny temat portal gratka.pl

– Taką praktykę można z pewnością uznać za służącą obejściu przepisów kodeksu pracy – mówi dr Piotr Wąż, starszy specjalista z Okręgowego Inspektoratu Pracy w Katowicach. – Cel, jakiemu mają służyć tego rodzaju „dni próby” realizuje w zupełności instytucja umów o pracę na okres próbny, krótkotrwałych umów na czas określony, czy wreszcie umów na czas wykonywania określonej pracy. Zawarcie każdej z tych umów pozwala na weryfikację przydatności pracownika w zakresie konkretnego stanowiska. Początkowe sprawdzenie kandydata powinno mieć miejsce na rozmowie kwalifikacyjnej, a umowę o pracę podpisuje się najpóźniej w dniu rozpoczęcia pracy przez pracownika. Niektórzy pracodawcy nie podpisują umów, uważając, że dzięki temu nie podlegają kodeksowi pracy. Zapominają jednak, że samo niepotwierdzenie na piśmie umowy jest wykroczeniem i grozi za to grzywna od 1 tys. do 30 tys. zł.

– Dni próbne są nieodpłatne. Pracodawca stosujący ten proceder nie płaci kandydatom wynagrodzenia, nie musi też odprowadzać za nich podatku. W niektórych firmach taki okres próbny trwa nawet 2 tygodnie, co pozwala zaoszczędzić fundusze przeznaczone na wypłaty. Po zakończeniu „współpracy” z jedną osobą, przyjmuje się następną. Proceder ten nasilony jest zwłaszcza w okresie świątecznym i urlopowym, kiedy w sklepach odzieżowych, restauracjach, a nawet biurach, brakuje rąk do pracy.

W przypadku płocczanki był to tylko jeden dzień próbny – praktycznie powinna się zatem cieszyć. Jednak po tak ciężkiej pracy czuje się wykorzystana. Straciła pieniądze na dojazd, wykonywała nakazane przez właściciela firmy obowiązki najlepiej jak potrafiła. A na koniec nie usłyszała nawet słowa “dziękuję”. – Sama z tej pracy bym zrezygnowała. Tak nie traktuje się człowieka – mówi rozgoryczona.

Czy można cokolwiek w takiej sytuacji zrobić. Gdzie zgłosić naruszenie prawa? – Istnieją firmy, które po okresie próbnym dają realne szanse na pracę. Ale jeśli osoba, która wykonywała pracę, nie otrzymała zatrudnienia ani wynagrodzenia, może wystąpić z powództwem do sądu o ustalenie istnienia stosunku pracy. Powództwo można wnieść osobiście lub za pośrednictwem Państwowej Inspekcji Pracy, której pracownik jest uprawniony do reprezentowania poszkodowanego przed sądem pracy – napisano w portalu.

– Najistotniejszym zagadnieniem jest kwestia, czy w ogóle możemy mówić o stosunku pracy, który zgodnie z art. 22 kodeksu pracy, charakteryzuje się zatrudnianiem pracownika we wskazanym przez pracodawcę miejscu i czasie, w którym pracownik ma osobiście wykonywać pracę określonego rodzaju, na rzecz i pod kierownictwem pracodawcy. Aby pozew został pozytywnie rozpatrzony, należy przedstawić dowody odbycia takich „dni próbnych”. Ze względu na brak dokumentacji potwierdzających tę praktykę, jedyną możliwością wykazania istnienia stosunku pracy, mogą okazać się świadkowie zdarzenia. Dopiero decyzja sądu rodzi określone skutki prawne, a więc wypłacenie pracownikowi wynagrodzenia – tłumaczy Piotr Wąż.

Proceder „dni próbnych” rozwija się zatem w najlepsze. Potencjalni pracodawcy czują się bezkarni. Gratka.pl radzi, że sposobem aby nie dać się oszukać, jest stanowcza odmowa pójścia na „dni próbne” i oświadczenie pracodawcy, składającemu taką propozycję, że praca bez umowy, nawet przez godzinę, jest nielegalna.