Zaskakujące zmiany, zwycięstwa i sporo porażek. Co dalej w Orlen Wiśle Płock?

Grudzień to czas podsumowań, refleksji i zadawania pytań – co przyniesie przyszłość?  Postaram się przeanalizować zatem dokonania piłkarzy ręcznych Orlen Wisły Płock w rundzie jesiennej oraz zastanowić się, jak może wyglądać przyszłość płockiego klubu?

Przed rozpoczęciem sezonu 2017/2018 w płockiej drużynie doszło do kilku znaczących zmian. Zresztą nie tylko wśród zawodników, bo prezesem klubu został Adam Wiśniewski, zastępując na tym stanowisku Artura Zielińskiego. Ta nominacja niektórych kibiców bardzo zdziwiła, ale pojawiały się też głosy, że to zagrywka polityczna prezydenta Andrzeja Nowakowskiego. Dyrektorem sportowym został Michał Zołoteńko. I ci dwaj, wielce zasłużeni zawodnicy dla Wisły, mają przywrócić Wiśle tytuł Mistrza Polski.

Jeżeli chodzi o kadrę zawodniczą to najbardziej szkoda odejścia Dimy Zhytnikova. Gracz, który w tym sezonie gra w Pick Szeged, był przez dwa lata rozgrywającym w sposób niekonwencjonalny. Potrafił zagrać do partnerów tak, że wielu kibiców i zawodników drużyny przeciwnej zadawało sobie pytanie: jak ta piłka dotarła? Poza tym, kiedy trzeba było, to po prostu rzucał. Oprócz tego zawodnika odeszli także Rodrigo Corrales – PSG, Miljan Pusica – TSV GWD Minden, Zbigniew Kwiatkowski – MKS Kalisz, Tiago Rocha – Sporting Lizbona, no i wspomniany już wcześniej Adam Wiśniewski.

Nie obyło się oczywiście od transferów do klubu. Nie usatysfakcjonowały one jednak praktycznie nikogo, głównie z powodu braku pozyskania środkowego rozgrywającego w miejsce Dimy. Marko Tarabochia został na tej pozycji praktycznie sam. Dopiero tuż przed początkiem sezonu został potwierdzony oficjalnie transfer Nemanji Obradovica z Metalurga Skopje, po wielkich perypetiach stworzonych głównie przez macedoński klub. Do Płocka trafili również, bramkarz Ádám Borbély z węgierskiego Vesprem, skrzydłowy Przemysław Krajewski z Puław i obrotowy ze Sportingu Lizbona Igor Źabić.

Rozgrywki w sezonie ’17/18 można w zasadzie podzielić na ligę polską i Ligę Mistrzów. W rodzimej PGNiG Superlidze Orlen Wisła trafiła do grupy pomarańczowej z Puławami, Stalą Mielec, Piotrkowianinem, MKS Kalisz, Gwardią Opole, Wybrzeżem Gdańsk i szczecińską Pogonią. Faworyt oczywiście tej grupy był i jest tylko jeden. Nie mniej strata punktów na wyjeździe we wrześniu z Azotami pokazała, że płocka drużyna nie funkcjonuje jeszcze tak jak trzeba. W trakcie tego meczu Wisła prowadziła nawet trzema bramkami w drugiej połowie (doskonale grał Sime Ivić – zdobywca 9 goli), a jednak puławianom udało się doprowadzić do remisu i rzutów karnych. W tych już lepsza była płocka drużyna, ale ten mecz pokazał ile jeszcze pracy przed nimi.

Poza tym wspomnianym remisem, Wisła generalnie kroczyła od zwycięstwa do zwycięstwa i jedynie w październiku uległa – po pasjonującym meczu – odwiecznemu rywalowi z Kielc 30:31 – prowadząc dwoma bramkami na kilka minut przed końcem. Być może o porażce świadczyła krótsza ławka rezerwowych bo kilku zawodników było kontuzjowanych i zmęczenie po prostu musiało dać znać o sobie. Nie zagrali przecież leczący urazy Lovro Mihić, Dan – Emil Racotea czy Marko Tarabochia. Nie mniej, za ten mecz należał się Wiśle szacunek, a klasą samą w sobie był Valentin Ghionea, który rzucił aż 11 bramek.

Praktycznie na koniec roku do Płocka przyjechał Górnik Zabrze. Przez wielu kibiców w Polsce drużyna wskazywana jako ewentualny kandydat do drugiego miejsca. Takie przedsezonowe głosy należy jednak traktować z przymrużeniem oka, bo Górnik wyjechał w drogę powrotną z bagażem ośmiu straconych bramek. O ile do przerwy jakoś ten wynik jeszcze wyglądał, to w drugiej połowie dominacja Nafciarzy była bezwzględna. Można by rzec, z dużej chmury mały deszcz. Wisła rundę jesienną zakończyła na 1 miejscu w tabeli i jest mało prawdopodobną rzeczą, żeby je straciła na koniec rundy zasadniczej.

Dużo więcej emocji było w trakcie rozgrywek Velux EHF Champion’s League. Płocka drużyna trafiła do grupy z obrońcą tytułu Vardarem Skopje, Rhein-Neckar Löwen, FC Barceloną, Pickiem Seged, HC PPD Zagrzeb, HBC Nantes i IFK Kristianstad. Grupa trudna, ciekawa, ale zdecydowanie do zapewnienia sobie awansu z minimum szóstego miejsca. Optymiści liczyli na coś odrobinę więcej.

Rozgrywki w Europie zaczęliśmy z wysokiego C. Rywalami Wisły byli bowiem Vardar (Płock, 22 – 26), Rhein – Neckar (Manheim, 31 – 27) i FC Barcelona (Płock, 30 – 37). Ciężko było liczyć na jakiekolwiek punkty w tych spotkaniach, ale Nafciarze starali się jak mogli i momentami pokazywali, że nie wolno ich absolutnie lekceważyć. W każdym z tych trzech spotkań były momenty gry, za które trzeba było Wiślakom bić brawa. Ostatecznie trzeba było szukać tych punktów gdzie indziej.

Kolejnym rywalem był chorwacki Zagrzeb. Mecz rozegrany na wyjeździe, arcyważny, bo dwa punkty ustawiłyby w jakiś sposób tabelę i dawały minimalny ale jednak margines błędu. Niestety. Tylko remis! Albo aż remis, bo w jaki sposób Adam Morawski odbił rzut Mandalinica z rzutu wolnego po zakończonych już 60 minutach gry, to wie tylko on sam. Wisła mogła ten mecz jednak wygrać, bo prowadziła 23 – 20, miała rzut karny, a mimo to zremisowała.

Następne spotkania to mecze z Pick Szeged i francuskim Nantes. Obydwa spotkania rozegrane zostały w Płocku. Analizując terminarz pewnie wielu kibiców liczyło właśnie na to, że przynajmniej dwa z czterech punktów zostaną w Płocku. Niestety… Pick już w pierwszej połowie pokazał swoją moc, prowadząc bodajże siedmioma bramkami w pierwszej połowie. I mimo ambitnej postawy gospodarzy, dojścia na remis, goście ten mecz wygrali pewnie i zasłużenie (33:27). Z kolei mecz z Nantes był zdecydowanie bardziej wyrównany, walka o dwa punkty trwała niemal do ostatniej minuty. Ostatecznie to goście wygrali 32:30 i Nafciarze musieli szukać szans w kolejnych spotkaniach. A przed nimi był dwumecz z IFK…

To co się działo w tych dwóch meczach to było wręcz niepojęte! Dramaturgii i zwrotów akcji było mnóstwo. W Szwecji, gospodarze od początku meczu konsekwentnie budowali swoja przewagę, w pewnym momencie było już nawet 14:7 i wszyscy przecierali oczy ze zdumienia. A zaczęli jeszcze bardziej z powodu gry Wisły w drugiej połowie, bo goście dogonili IFK i wyszli na prowadzenie 19:17! To był koncert, to była ta drużyna, którą znamy z tej najlepszej strony. Niestety, porażka (25:24) strasznie zabolała.

No ale był jeszcze rewanż w Płocku. Obie drużyny szły łeb w łeb, Wisła w końcu prowadziła (17:15) i wydawało się, że dwa punkty trafią na konto Nafciarzy. Po kolejnych paru minutach gry nastąpiła konsternacja na trybunach – Szwedzi prowadzili 23:18! Szok! Wtedy jednak chyba dotarło do zawodników Wisły jaka szansa im ucieka, zmienili defensywę i doprowadzili do remisu (25:25). Po końcowym gwizdku był jeszcze rzut wolny z 9 metra, piłka wpadła nawet do bramki, ale sędziowie słusznie uznali, że Jose de Toledo przekroczył przerywaną linię. Minimalnie ale jednak.

Ostatnie dwa mecze w tym roku miały zostać rozegrane w Nantes i Szeged. Biorąc pod uwagę z kim i gdzie, to nikt nie myślał o jakichkolwiek punktach. We Francji, gospodarze szybko pokazali kto tu rządzi i nawet dojście Wisły w drugiej połowie na dwie bramki nie zmieniło tak naprawdę obrazu gry i mecz zakończył się identycznym wynikiem jak w Płocku – 32:30. Tak więc ostatnią szansą na punkty w tym roku w Lidze Mistrzów był mecz w Szeged. I udało się. Po kapitalnym meczu, pełnym zwrotów akcji, Wisła wygrała (25:24) i tym samym przedłuża niejako swoje szanse na awans do TOP16.

Sporo się działo na parkietach, ale wielu kibiców czeka na kształt drużyny już w nowym sezonie. Pojawiły się też pierwsze potwierdzone informacje. Nowym Nafciarzem zostanie Ziga Mlakar, prawy rozgrywający zawodnik przychodzi do Płocka z Celje. W tym sezonie to najlepszy strzelec słoweńskiej drużyny w LM. Jego przyjście oznacza, że z drużyną pożegna się ktoś z dwójki Sime Ivic/Jose de Toledo lub nawet obydwaj gracze. W ostatnim czasie dało się jednak zauważyć wzrost formy de Toledo, który być może dobrą dyspozycją pracuje na nowy kontrakt. Odejdą za to na pewno Mateusz Piechowski – BM Logrono La Rioja, Igor Źabić i… Valentin Ghionea. Rumun bez wątpienia zasłużył na status klubowej legendy, przez 6 lat gry rzucił prawie 1100 bramek. Zastąpić może go podobno Mateusz Góralski. Odejdzie także Dan – Emil Racotea do Veszprem, ale dopiero w 2019 roku.

Nie wiadomo także, kto dołączy do drużyny jako środkowy rozgrywający. Marzeniem wielu jest Miha Zarabec z THW Kiel, który gra tam niewiele i podobno chce odejść. Wisła interesowała się także Aidenasem Malasinskasem z Motoru Zaporoże, jednak ten odmówił. Na koło przymierzany jest Alexis Borges z FC Barcelony, słyszy się też o Marku Daćce z Górnika Zabrze.

Prezes Adam Wiśniewski jakiś czas temu mówił, że chciałby do końca grudnia mieć podpisanych zawodników, którzy wzmocnią płocki klub. Chciałby również podać ich nazwiska. Dzisiaj jednak okazało się, że to nie nastąpi, a optymalnym terminem na dziś jest połowa stycznia 2018. Tylko, że wtedy są ME… Osobiście stawiam na luty!

Łukasz Zieliński

Fot. Zdjęcia poglądowe Dziennik Płocki.