#23. Zagłębie Lubin. Czyja passa dobiegnie końca?

W rundzie jesiennej Wisła Płock do Lubina jechała może nie jak na ścięcie, ale praktycznie nic za nią przemawiało. Zagłębie po 7. kolejkach było wiceliderem i jako jedyne w lidze nie przegrało żadnego meczu. Aż… do starcia z Nafciarzami, którzy sprawę załatwili w trzy minuty. Dzięki temu po raz pierwszy w sezonie wracali do domu z kompletem punktów. Teraz sytuacja jest trochę inna, lecz mimo to trudno nazwać gospodarzy faworytem w starciu z aktualnie piątą drużyną Lotto Ekstraklasy.

Zagłębie Lubin i Górnik Łęczna miały tydzień dłuższą zimową przerwę niż czternastu pozostałych ekstraklasowiczów. Jak to na nich wpłynęło? Zawodnicy Franciszka Smudy rok zaczęli tak samo jak skończyli 2016, a więc od wyjazdowego 0-5 z zespołem z czołówki. Z kolei gracze Piotra Stokowca w poniedziałek podejmowali u siebie Arkę Gdynia. Wygrali 1-0, ale spotkanie mocno rozczarowało.

Nie wiem czy to wina gdynian, ale w starciu z Wisłą w Płocku Arkowcy zaprezentowali się podobnie – jakby nie chcieli zbytnio zdobyć bramki. Na wyjeździe najważniejsze, aby nie stracić. A przecież zakontraktowali dwóch nowych napastników Josipa Barisicia i Przemysława Trytko.

To nasuwa pewne skojarzenia. Wiślacy w pierwszej kolejności także skupiają się na tym, żeby nic nie stracić. Dodatkowo, zimą również szukali atakującego. Przyszedł więc Mateusz Piątkowski i jak na razie jedynym pozytywem jest to, że gra. Dzięki temu może szybciej wrócić do zadowalającej wszystkich dyspozycji.

Pomimo tego, że były gracz między innymi Jagiellonii Białystok i APOEL Nikozja nie wygląda najlepiej, jego transfer podziałał mobilizująco na Jose Kante. Gwinejczyk w nowej rundzie dwa razy wchodził na boisko z ławki i dwa razy pokonał bramkarzy rywali w doliczonym czasie gry. Ze Śląskiem Wrocław uratował płocczanom remis (1-1), a z Koroną Kielce zmniejszył rozmiary dotkliwej porażki (2-4).

CZYTAJ DALEJ

Fot. Michał Łada