Jeszcze w maju nic nie zapowiadało takiego obrotu spraw. MMKS Jutrzenka Płock po porażce w dramatycznych okolicznościach z SPR Sośnicą Gliwice drugi rok z rzędu miała grać na trzecim poziomie rozgrywkowym, lecz wtedy los uśmiechnął się do płockiego klubu. Kilka tygodni później Związek Piłki Ręcznej w Polsce postanowił powiększyć zaplecze PGNiG Superligi piłki ręcznej kobiet, dzięki czemu Jutrzenka niejako wróciła do gry.
W klubie błyskawicznie wzięto się do pracy, bo tej – wbrew pozorom – było sporo. Szybko po powrocie do treningów ogłoszono zakontraktowanie trzech zawodniczek do niedawna występujących w ZPRP SMS Płock: Emilii Bałdygi, Pauliny Dąbrowskiej i Adrianny Wardy. Następnie do sztabu szkoleniowego pierwszej drużyny dołączył drugi trener Marcin Krysiak oraz fizjoterapeuta Dominik Kansy. Na samych transferach działania Jutrzenki oczywiście się nie skończyły. W trakcie przedsezonowych przygotowań przedłużono umowy z wieloma sponsorami i partnerami, a żeby tego było mało pozyskano nowych.
Przed rozpoczęciem pierwszoligowych zmagań w Płocku odbył się turniej piłki ręcznej kobiet, w którym niespodziewanie to gospodarze okazali się zwycięzcami. Kilka tygodni później – już w trakcie jesiennych zmagań – zespół wzmocniła czwarta zawodniczka, którą była obrotowa Dagmara Radzikowska – wypożyczona z Łączpolu Gdańsk.
Początek sezonu w wykonaniu Jutrzenki był kiepski. Na premierową wygraną trzeba było czekać do czwartego spotkania płocczanek z MKS AZS UMCS Lublin. Później było lepiej, ale końcówka rundy ponownie pozostawiała sporo do życzenia. Plan minimum udało się jednak zrealizować. Obecnie płocczanki są na bezpiecznej 9. pozycji w tabeli (w 11-zespołowej stawce, z której spadnie jedna drużyna) z dorobkiem 8 punktów. Tyle samo oczek mają ekipy z miejsc 6-8, a zaledwie jedno więcej piąty ZRPR SMS Płock. A jak w takim razie rundę w wykonaniu swoich podopiecznych widział trener Krysiak?
– Za nami bardzo trudna runda. Po fajnym turnieju przyszło nam dość długo czekać na pierwsze punkty, emocje były różne, ale najważniejsze, że każdy z nas wierzył w to, co robi. Porównując zespół, który był na pierwszych treningach w okresie przygotowawczym, z tym jaki jest obecnie, trzeba powiedzieć, że zmieniło się sporo. Pierwszy raz od kilku lat Jutrzenka wzmocniła się, a nie osłabiła. Każda z zawodniczek dała coś od siebie, tak samo nasze doświadczone wychowanki, jak i te które trafiały do przed tym i poprzednim sezonem. Pewnie każdy chciałby już mieć komplet punktów, ale cel, jaki stoi przed całym klubem oraz kierunek, jaki obraliśmy z Jarkiem Krzemińskim, uważamy za słuszny. Aklimatyzacja i zgranie oraz innych wiele aspektów takich, jak stopniowe rozwijanie drużyny pod kątem psychologicznym, to długi proces, który dopiero za rok może dwa przyniesie zamierzony efekt – powiedział Marcin Krysiak.
Zmiany, wzmocnienia, rozwój – to ten kierunek. I stawianie na wychowanków. Również słuszne. Rok temu na szersze wody „wypłynęła” Dagmara Woźnica, a niedawno Justyna Brudzyńska i Natalia Maruszewska. Przy tym wiele zawodniczek zrobiło postępy. – Nasza drużyna, jest bardzo młoda, a jednocześnie ambitna. Te cechy staramy się przekładać na parkiet i gdy tylko się to udaje, to mamy efekty. Nie zawsze jest to możliwe, ale dziś przełożyliśmy to na 4-5 meczów, a w kolejnym roku postaramy się przełożyć to na 7-8. Krok po kroku musimy iść w górę. Wychodząc na parkiet każda zawodniczka musi bić się o każdą piłkę. Nie ważne z kim będziemy grać. Każdy mecz to nowe wyzwanie i nie możemy się nikogo bać. Zbieramy cały czas doświadczenie, które przyniesie niebawem efekt – tłumaczył trener Jutrzenki. – Nie można zapomnieć, że naszym celem jest utrzymanie, ale gdy uda nam się zapewnić je wcześniej to zaczniemy celować wyżej. Teraz mamy przerwę, a od 9 stycznia ładujemy akumulatory na naszych obiektach. Po nowym roku Jutrzenka zawsze musi zejść z parkietu, z przekonaniem, że dała z siebie 100% – zakończył szkoleniowiec.
Fot. Szymon Łabiński / MMKS Jutrzenka Płock