KSIĄŻKA WYSOKIEGO RY(D)ZYKA

Gra słów zamierzona, chociaż bez grama złośliwości. Chodzi raczej o zwrócenie czytelnikowi uwagi na różne oblicza katolicyzmu w Polsce, na postawy katolików wobec siebie – co rusz nieprzejednane, pełne wrogości, częściej dążące do konfrontacji niż do dialogu. Chodzi o książkę Jerzego Sosnowskiego „Co Bóg zrobił szympansom?”.

Jerzy Sosnowski bywa przezywany najróżniejszymi określeniami: pisarz kryptoreligijny, publicysta katolicki, chrześcijański liberał, ekspostkatolik (to ostanie słowo zawdzięcza ks. Andrzejowi Lutrowi). Sosnowski z pewnością nie dla wszystkich jest katolikiem. Jego poglądy oscylują wokół „oszajco-hellero-tischnerowskich, protestanckich wynaturzeń” – jak zgrabnie podsumował mój nieradykalny katolicyzm pewien znajomy.

Skądinąd bardzo sympatyczny znajomy, tyle, że nie dający mi miejsca w szeregach katolików, ponieważ cenię sobie linię programową (a szczególnie poglądy) autorów „Obłudnika Powszechnego” („katolickiego tygodnika tylko z nazwy” – to kolejna zręczna refleksja znajomego). Czyli jestem heretykiem. Dla niewtajemniczonych dodam, że Tygodnik Powszechny bywa też określany „Żydownikiem Powszechnym”. Jak widać, redakcja Tygodnika sporo musi zapłacić, hołdując tolerancji, delikatności w wygłaszaniu poglądów, szacunku do drugiego człowieka i innych wyznań oraz próbie połączenia najnowszych dokonań nauki z wiarą.

Ale wróćmy do Sosnowskiego. Od lat w czasie Wielkiego Postu sięgam (częściej niż zwykle) po „książki nabożne” – że posłużę się określeniem ks. Adama Bonieckiego. Wielki Post to okres przygotowania się do Wielkanocy, a lektura bardzo mi w tym pomaga. Sosnowskiego cenię od dawna – za świetne audycje w radiowej Trójce, za wcześniejsze książki i za jego publicystykę w „Więzi”.

Sosnowski, jak sam siebie określa, jest katolikiem „z odzysku” (właśnie owym ekspostkatolikiem). Na życie na obrzeżach Kościoła zdecydował się w latach dziewięćdziesiątych, zżymając się na pseudo-homilie, traktujące bardziej o doczesności niż wieczności, jak i na te z pogranicza absurdu, kiedy to pewien kaznodzieja przestrzegał wiernych przed instytucjami założonymi przez Szatana – ONZ, UNICEF, UNESCO czy Unia Europejska. Zdecydował się więc na wiarę bez Kościoła.

Kilka lat temu wrócił z „emigracji wewnętrznej”, bo zauważył, że życie na mentalnej pustyni jest pełne zagrożeń. Zauważył też, że decydując się na wiarę bez Kościoła zabiera Kościołowi to rozumienie wiary, które uważa za cenne. Więzi wspólnotowe nie mogą istnieć bez instytucjonalizacji, a marzenie o spokojnym wyznawaniu wiary bez irytującego współwyznawcy, to inna odmiana tego samego marzenia, które podpowiada niektórym współwiernym, księżom czy hierarchom kościelnym, aby nie cieszyć się ludzką różnorodnością, a raczej uczynić z wiernych karną armię żołnierzy, żyjących w bezruchu refleksji.

Wczesne teksty publicystyczne Sosnowskiego cechowała radykalna wyrazistość. Aktualnie poglądami na wiarę tkwi pomiędzy stanowiskami, które zdominowały publiczny spór. Dziś bowiem słychać głównie wojujących ateistów i katolickich fundamentalistów. W swojej najnowsze książce Sosnowski nieustannie nawołuje do dialogu.

Już w pierwszym rozdziale autor stawia naprzeciw siebie wierzącego i niewierzącego. Zastanawia się, co mogą o sobie pomyśleć nim padnie między nimi pierwsze słowo. „Obaj stają na terenie zaminowanym, gdzie nie tylko dialog, lecz gest staje się odniesieniem do kwestii, która ich dzieli: Bóg jest czy też nie?”

Potem Sosnowski zabiera czytelnika w podróż przez meandry wiary i powody do niewiary, wplatając myśli Józefa Tischnera, ks. Tomasza Halika i Kingi Dunin, płyty Pink Floydów, wiersz Barańczaka i Traktat teologiczny Miłosza. Osobiste przemyślenia autora sąsiadują z „Dezyderatami” wyśpiewanymi przez Piwnicę pod Baranami przed Janem Pawłem II. Serial „Z archiwum X” łączy się z „Pasją” Mela Gibsona i opisem słynnego obrazu Rafaela „Przemienienie Pańskie”. Znajdziemy też Derridę i radiową rozmowę o książce de Waala na temat szympansów bonobo (stąd pewnie tytuł książki). Jest tego sporo, ale nie ma się wrażenia chaosu, raczej poczucie wspólnej myśli przenikającej wszystkie teksty autora książki.

Tematem przewodnim zdaje się być próba postawienia tamy przed ponurym proroctwem Witkacego. Przed laty wieszczył on, że dojdzie do zaniku uczuć metafizycznych w człowieku. Dziś już wiemy, że nie dotyczyło to tylko – jak sądziliśmy przed 1989 r. – komunizmu. „Zdarza mi się myśleć, że dotyczyło raczej zwycięstwa i hegemonii liberalnego kapitalizmu” – mówi Sosnowski. Dominujące strony sporu – „płaski” ateizm i równie „płaski” katolicyzm – używają słowa „duchowość” na określenie „swego rodzaju psychoterapii niemającej wiele wspólnego z metafizyką”.

„Coraz mniej ludzi pamięta dzisiaj o kategorii Misterium, o Tajemnicy pisanej wielką literą”. […] „Wierzę, że w walkach dwóch fundamentalizmów, ateistycznego i religijnego, ginie głos ludzi, którym nie po drodze ani z jednym, ani z drugim. Ludzi, którzy chcą możliwie razem – bo wspólnotowy aspekt religii jest jednak znaczący – skierować wzrok nie horyzontalnie, lecz wertykalnie” – powiedział Sosnowski w wywiadzie udzielonemu Tygodnikowi Powszechnemu.

Kilka dni temu miałem przyjemność rozmowy o ojcu Wacławie Oszajcy, którego niezwykle cenię i czytam z zainteresowaniem, a który wkrótce poprowadzi rekolekcje wielkopostne w jednej z podpłockich parafii. Rozmowa zaczęła się od wyraźnego zarysowania stanowiska przez mojego znajomego – „Obłudnik Powszechny wraz z jego autorytetami, którzy głoszą jawne herezje. Uchowaj Boże od takich rekolekcjonistów i zmiłuj się nad biednymi parafianami, którzy będą intelektualnie molestowani przez modernistę Wacława.”

Rzecz jasna, zdaję sobie sprawę, że w każdym z nas istnieje pewien rdzeń przekonań, bez którego utracilibyśmy punkt odniesienia i zagubili własną tożsamość. Nie mniej, jeśli ów rdzeń rozlewa się na cały światopogląd, dialog z taką osobą staje się bardzo trudny. Do mojego znajomego nie docierały żadne argumenty, ba! – nawet najprostsza świadomość, że ktoś myślący inaczej, nie musi być potworem. Wymiana zdań zamieniła się ostatecznie w jałowe ponawianie w kółko tych samych twierdzeń. Na szczęście uniknęliśmy wzajemnej agresji – chociaż mój katolicyzm był wyraźnie kwestionowany, a dialog w kwestiach wiary mój znajomy torpedował z niemal Boską mocą nieomylności.

Dzisiaj nawoływań do dialogu niewielu chce słuchać. Argumentu nieomylności używa się zazwyczaj, jak pałki do walenia w głowę przeciwnika. Z drugiej jednak strony ukazanie się takiej książki podpowiada, że jest jednak spora grupa osób, dla których ważne są właśnie kwestie metafizyczno-religijne, o których można żywo i z szacunkiem dyskutować – jak Sosnowski – nie ośmieszając i nie obrażając ani wierzących, ani niewierzących; ani tych, którzy co niedziela słuchają kazania w kościele ani tych, którzy usytuowali się poza nim. Pomimo wszystko wiele nas łączy i pozostaje do wspólnego przemyślenia.

Jerzy Sosnowski, “Co Bóg zrobił szympansom?”, Wielka Litera, Warszawa 2015.

co-bog-zrobil-szympansom-390

Robert Majewski

Fot. www.wellscathedral.org.uk