U mariawitów mają wszystko: jedzenie, ubranie, dach nad głową. Ale… “to tam jest mój dom”, “chcę wracać”

Te kobiety łączy jedno – dramat wojny. Wchodząc do kolejnych pokoi, w których mieszkają razem z dziećmi, czuje się, że są tu tylko “na chwilę”. – Chcę wracać. Na pieszo bym mogła iść już dziś – mówi nam Natasza. – Nie wiem ile tu zostaniemy, ale to tam jest mój dom – wtóruje jej koleżanka z pokoju. Mają tu wszystko: jedzenie, ubrania, bezpieczeństwo i pomoc osób, które poświęcają się im bez reszty.

Kobiety, które wyjechały z Ukrainy, uciekając przed dramatem wojny, po kilku dniach pobytu w kompleksie kościelno-klasztornym u mariawitów przyzwyczajają się do zupełnie nowej rzeczywistością. Emocje zaczęły opadać.  – Zaczynają wychodzić z pokoi, już nie są tak przerażone, jak w pierwszych dniach. Starają się normalnie żyć. O ile cokolwiek można nazwać w tym wszystkim normalnością – podkreśla biskup naczelny Kościoła Starokatolickiego Mariawitów w RP, Karol Marek Maria Babi.

– Najważniejsze, że nie chcą siedzieć bezczynnie, chcą czuć się potrzebne. Bardzo angażują się w pomoc, przy zastawianiu stołu, sprzątaniu. Same ze swojego serca to robią. Nie patrzą, czy ktoś przyjdzie i posprząta – zaznacza. – Mamy tu takie pokoje, jakie mamy. Może nie jest to jakiś luksus, ale jest ciepło i bezpiecznie. Mamy wspólny obiad o godz. 13:15, a śniadanie i kolacje robią sobie same. Biorą wszystkie produkty i w kuchni pielgrzyma przygotowują posiłki dla dzieci i siebie – duchowny opowiada o codzienności.

– Na razie wszystko mamy – mówi Babi. Pokazuje nam pokój zastawiony kartonami, w których są tzw. produkty suche. Nie brakuje też oleju, konserw, mleka dla maluchów czy pieluch. Są też napoje, środki czystości i… długo by jeszcze wymieniać. Generalnie maluchy i ich mamy mają wszystko, włącznie z ubraniami, pościelą czy kocami. Po zastawionych pudłami pomieszczeniach widać, że odzieży na pewno nie zabraknie. – Dzielimy się tym co mamy, z tymi którzy potrzebują – mówi biskup.

Nie samym chlebem człowiek żyje 

Jednak życie w Polsce, to nie tylko jedzenie i brania. Potrzebny jest prąd, gaz, woda. – Jak Kościół poradzi sobie finansowo? – Na razie pomagają nam osoby, które wrzucają pieniądze do specjalnej puszki lub wpłacają na konto – wyjaśnia biskup. – Pieniądze są potrzebne na takie pierwsze potrzeby, jak wykupienie recept oraz dla mam, które mają najmłodsze dzieci – dodaje. – Nie mamy doprowadzonego gazu, korzystamy z butli gazowych, które bardzo zdrożały, teraz przyjdzie rachunek za światło – nie ukrywa zmartwienia.

W tej chwili Kościół Starokatolicki Mariawitów w RP z siedzibą w Płocku przy ul. Kazimierza Wielkiego 27 dał schronienie 35 osobom z Ukrainy. Są to kobiety z dziećmi. – Na razie wyczerpaliśmy limit miejsc – mówi biskup Kościoła. – Już nie możemy sobie pozwolić na przyjęcie większej liczby osób – przyznaje.  Wszystkie osoby, które “mieszkają” u mariawitów są zarejestrowane w Centrum Zarządzania Kryzysowego w Płocku. – Jeżeli ktoś chce wyjechać, nikogo nie zatrzymujemy. Musi nam jednak podpisać dokument, że wyjeżdża na własną rękę.

Julia i Daniel 

Siedzimy w refektarzu. Rozmawiamy. Wokół torby i pudełka, w których znajdują się rzeczy przyniesione przez darczyńców. W pewnym momencie wchodzi dwójka młodych ludzi. Biskup uśmiech się szeroko na ich widok. – O Julka – reaguje radośnie biskup. – Julka przyszła do nas o 9:00 rano w ubiegłą niedzielę i … została – przedstawia młodziutką kobietę biskup Kościoła.

Jak się okazuje młoda płocczanka jest pielęgniarką, która w tej chwili jest w trakcie obrony pracy licencjackiej w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Płocku. – Julka powoli stała się słoneczkiem dla pań, które przyjechały z Ukrainy – uśmiecha się Babi. – Jak Julki nie ma, to te panie i dzieci dopytują o nią – dodaje.

– Przyszłam do mariawitów, tak na dobrą sprawę, trochę z marszu.  Dzwoniłam po znajomych czy nie potrzeba kogoś do pomocy. I dowiedziałam się, że tu przydadzą się każde ręce do pomocy. Jak przyszłam, to zostałam – mówi nam dziewczyna.

– Panie, które u nas są z Ukrainy, bardzo dobrze się przy niej czują. To Julka właśnie zorganizowała lekarzy. Codziennie do nich dzwoni, mówi jakie są potrzeby. Jest szczególnie ważną osobą, dla takiej mamy z dziećmi, która znalazła się w obcym miejscu i staje się bezradna. Julka jest taką osobą, która sama pójdzie, posłucha tego dziecka i one się cieszą, że przyszedł lekarz. Ufają jej i to jest bardzo ważne w sytuacji, w której te panie i ich dzieci się znalazły – podkreśla biskup.

Julce towarzyszy Daniel, pochodzący z Ukrainy, 18-latek. Mieszka u mariawitów od września 2021 roku, uczy się w Zespole Szkół Ekonomiczno-Kupieckich w Płocku, kształci się w kierunku Logistyka. W Płocku jest od trzech lat. – Jest takim naszym tłumaczem – wyjaśnia duchowny. – Oprócz tego cały czas ciężko pracuje, jako wolontariusz. Poświęcił się pomocy swoim rodakom bez reszty – dodaje.

Daniel przyjechał do Polski, mając 15 lat. Tragedię wojny w Ukrainie na co dzień widzi w telewizji. Teraz “widzi” ją bliżej, poprzez kobiety i dzieci, które uciekając przed dramatem, trafiły do mariawitów.  – Chciałbyś wrócić na Ukrainę? – dopytujemy. Przytakuje głową, że tak. – Niech on się uczy i siedzi lepiej w Polsce – wtrąca biskup. Nastolatek mówi, że najgorszym momentem było to, jak nie mógł porozmawiać z rodzicami, ponieważ w Ukrainie nie było internetu. – Ale pomógł Elon Musk i teraz jest już dobrze – wyjaśnia młody Ukrainiec. Czy rodzice chcą przyjechać do Polski, uciekać? – Nie, bo my mieszkamy bardzo daleko, aż nad morzem Azowskim i nie chcą wyjeżdżać – odpowiada nastolatek.

“Chce jechać na wojnę” 

Pierwsi uchodźcy do mariawitów przyjechali w ubiegłą sobotę, czyli dwa dni po wybuchu konfliktu zbrojnego. W tej chwili jest 35 osób. Natasza chce zostawiać syna mężowi, który pracuje w Płocku, a ona chce jechać na wojnę. – Cały czas myślami jest za ojczyzną – mówi biskup. Pomimo tego, że Natasza ma już w Polsce załatwioną pracę, chce wyjechać, chce pomagać w walce z rosyjskim najeźdźcą. – Widać tę miłość do Ukrainy – mówi biskup mariawitów . – To jest tak, jak w tej piosence, “z młodej piersi się wyrwało”… to tak jak u nas w powstaniu warszawskim gdzie szli walczyć młodzi ludzie…

Zbiórka trwa cały czas…

Zbiórkę pieniędzy na zaspokojenie potrzeb uchodźców z Ukrainy prowadzi Stowarzyszenie Miłosierdzie i Miłość działające przy Kościele Starokatolickim Mariawitów w RP. Jeśli ktoś chciałby wesprzeć tę akcję finansowo podajemy dane do do wpłat:

Stowarzyszenie Miłosierdzie i Miłość ul. Kazimierza Wielkiego 27 a, 09-400 Płock
numer konta bankowego: mBank 08114020040000320280580963
z dopiskiem: Ukraina – darowizna
Przy przekazach z zagranicy należy podać Kod SWIFT mBanku: BREXPLPWXXX

Polecamy: Mariawici WYDAJĄ i przyjmują dary dla osób z Ukrainy. Kiedy można się zgłosić i do kogo? [KOMUNIKAT]