10. rocznica tragedii smoleńskiej. Litosława Koper wspomina Jolantę Szymanek-Deresz…

Dziesięć lat temu – 10 kwietnia – spokojny sobotni poranek przerwała informacja o problemach rządowego samolotu, lecącego z prezydencką delegację na obchody rocznicy katyńskiej. Szybko okazało się, że pierwsze niepokojące wiadomości były jedynie preludium do tego tragicznego wydarzenia. W katastrofie Tupolewa podczas próby lądowania na lotnisku w Smoleńsku zginęli wszyscy pasażerowie i członkowie załogi, w sumie 96 osób.

Dla rodzin i bliskich uczestników feralnego lotu tragedia miała wymiar osobisty. Szok, niedowierzanie i żałoba na długi czas stała się dla nich smutną codziennością. Doskonale rozumiałam te uczucia, ponieważ w Smoleńsku zginęła także moja serdeczna przyjaciółka, Jolanta Szymanka-Deresz. Długoletnia posłanka, szefowa kancelarii prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, powszechnie szanowana parlamentarzystka, która doskonale rozumiała, że polityka to coś więcej niż bezpardonowa walka o władzę i wpływy. Była to jednak przede wszystkim niezwykła kobieta, która w naturalny sposób potrafiła łączyć profesjonalizm i pracowitość z wrażliwością na potrzeby drugiego człowieka. Miałam ogromne szczęście, że mogłam ją poznać i dla Niej pracować w płockim biurze poselskim. Do tej pory żałuję, że na polskiej scenie politycznej i w naszym życiu społecznym nie ma więcej tak wspaniałych osobistości.

Katastrofa smoleńska nie była jednak tylko osobistą tragedią dla rodzin ofiar, ale także wydarzeniem definiującym kształt polskiej polityki w ostatniej dekadzie. Żałoba, która w pierwszych dniach połączyła społeczeństwo i wyciszyła wszelkie spory bardzo szybko zaczęła być wykorzystywana w partykularny sposób przez różne grupy i osoby. Krytykowanie oficjalnego śledztwa, oskarżenia o spisek, hipotezy o zamachu, szukanie wrogów, walka o pomniki i krzyże, małostkowe kłótnie o obchody i przepełnione złymi emocjami miesięcznice, przywodzące na myśl najmroczniejsze dekady XX wieku, składały się na proces przekształcający tragiczny wypadek w przepełniony niemal religijnym uniesieniem nowy mit założycielski polskiej prawicy. Dla jednych ten swoisty „kult smoleński” stał się podstawą magicznego myślenia, dla innych środkiem do budowania politycznych karier, a dla jego przeciwników koronnym dowodem na szaleństwo znacznej części polskiego społeczeństwa.

Niestety, w tej wojnie podjazdowej utracono z oczu to co najważniejsze – prawdziwe przyczyny wypadku i zadbanie, żeby nigdy nie doszło do czegoś podobnego. Przez lata słyszeliśmy wiele pięknych słów o nowych procedurach i wyciąganiu wniosków z przeszłości, ale w rzeczywistości nic się nie zmieniło poza nazwami czy osobami na kierowniczych stanowiskach. Polska bylejakość i „jakoś to będzie” dalej są podstawą działania wielu instytucji. Niestety widzimy to też podczas obecnego kryzysu, gdzie z każdym mijającym tygodniem oficjalne komunikaty coraz bardziej rozmijają się z tym co słyszymy od ludzi, którzy zmagają się z problemem pandemii.

Trudno w takiej chwili i przy takiej okazji o optymizm, ale mam nadzieję, że doczekamy chwili, kiedy katastrofa smoleńska przestanie być wykorzystywana do doraźnym celów politycznych, a jej rocznice staną się czasem spokojnej zadumy. Wierzę także, że wyciągniemy w końcu adekwatne wnioski z wydarzeń 10 kwietnia 2010 roku tworząc procedury, które zminimalizują ryzyko powtórzenia się tak ogromnej tragedii.

10 kwietnia złoże kwiaty przy tablicy Jolanty Szymanek-Deresz. Zawsze będę o Niej pamiętała – była dla mnie ważna i brakuję mi jej codziennie – w polityce i życiu osobistym.

Litosława Koper