Metafizyczne rozmowy z męskiego punktu widzenia

Paweł Wójcik, twórca tekstów piosenek o codzienności i nie tylko. Pisze prawdziwie, przejmująco, emocjonalnie i nieobojętnie. Skromny i pełen dystansu do siebie.

Zdobył m.in. Grand Prix im. Jonasza Kofty na Międzynarodowym Festiwalu Bardów OPPA w Warszawie oraz nagrodę im. Wojciecha Bellona na 48. Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie. Po emocjonalnych „Piosenkach ze szkłem”, lirycznych „Obrazkach” przyszła pora na (nie)szorstką „Uliczną”.

Dziennik Płocki: Twojej osoby specjalnie nie trzeba przedstawiać. Minął czas, kiedy byłeś bardziej znany poza Płockiem niż w Płocku?
Paweł Wójcik: Chyba tak jest w dalszym ciągu. Na pewno wynika to z tego, że kiedyś grywaliśmy na wielu różnych przeglądach, konkursach. Sporo gramy po Polsce. A czy jestem znany? Nie wiem, nie myślę o tym.

DP: Pracując nad płytą, tworzysz z myślą o konkretnym odbiorcy? Starasz się sprostać czyimś gustom?
PW: Nie. Po prostu piszę piosenkę. Nie mam nikogo konkretnego przed oczami. Nigdy nie zdarzyło mi się napisać piosenki pod kogoś, by się komuś przypodobać.

DP: “Uliczna” wywołuje ambiwalentne uczucia.
PW: Dla jednych jest mało szorstka, dla innych za mocna. Słyszałem takie opinie. Ona taka ma być, trochę szorstka i trochę brudna, podwórkowa.

DP: … i jeszcze, że jest szowinistyczna.
PW: Dystans. Troszeczkę dystansu. Jeśli tu jest szowinizm, to u Stanisława Grzesiuka, czy wczesnego Włodzimierza Wysockiego strach pomyśleć. Taki jest urok miejskich piosenek – podwórkowych. Spotkałem się z opinią, że te piosenki są z męskiego punktu widzenia. Przecież jestem facetem, ale podkreślam, już to mówiłem, w tych tekstach nie zawsze jestem ja. Często mnie tam nie ma, jest to po prostu opowieść czasem żart.

DP: I ta wódka leje się cały czas, lufa za lufą.
PW: W jednej piosence tak. Ten tekst powstał na podstawie żartobliwej wypowiedzi Bohumiła Hrabala, że prawdziwy mężczyzna musi być zmarznięty, ciut podpity i ciut cuchnący uryną. Pisząc tę piosenkę nie wyobrażałem sobie intelektualistów, ale dwóch meneli pijących wódkę. Oni rozmawiają językiem ulicznym, nieliterackim. Tekst osadzony w pewnych realiach musi być prawdziwy.

DP: “Ktoś powie, że przesadzam …” to o kimś konkretnie?
PW: Nie. Zdaję sobie jednak sprawę, że dla niektórych tego alkoholu może być za dużo. Brutalność, szorstkość … ale ja nie przesadzam. Tak jest, tak bywa i to nie tylko w bramach czy starych kamienicach.

DP: Jak znosisz krytykę?
PW: Każdy kto coś tworzy musi być przygotowany na krytykę. Ja tak naprawdę jeszcze się z nią nie spotkałem, ale jestem na nią gotowy. To naturalne.

DP: Bierzesz odpowiedzialność za słowa w swoich piosenkach?
PW: Za każde słowo.

DP: Teksty, które śpiewasz są wierszami.
PW: Nie wiem. Pytasz, czy jestem poetą? Raczej czuję się facetem piszącym piosenki.

DP: Jeśli te słowa odrzeć z muzyki, to pozostaje tekst, który można czytać i czytać jak poezję.
PW: Dziękuję. Jeśli uważasz, że te teksty bronią się bez muzyki, to wspaniale.

DP: Kogo chciałbyś zaśpiewać?
PW: Nie podjąłbym się zaśpiewać twórczości kogoś innego. Nie czuję się też kompozytorem, by podjąć się oprawy muzycznej tekstu.

DP: Nigdy nie mów nigdy.
PW: Mam sporo swoich tekstów. Zamierzam śpiewać, tworzyć dalej. Ale … faktycznie … kto wie?

DP: No właśnie, mówisz, że nie piszesz muzyki, jedynie dodajesz kilka gitarowych akordów. Czy to nie jest przypadkiem kokieteria?
PW: Już to gdzieś słyszałem. Nie mam wykształcenia muzycznego. Znam kilka akordów, które dokładam do swoich tekstów. Tomek Sarniak dodaje do tego motywy na klawiszach. I tak to brzmi.

DP: Nie pokusiłbyś się o płytę z tekstami Wysockiego?
PW: Następna moja płyta będzie nosić tytuł „Wysocki po mojemu”.

DP: Po twojemu?
PW: Sam dokonałem przekładów tekstów Wysockiego, tak jak je rozumiem, tak jak czuję.

DP: Jak odbierane są piosenki o Płocku na koncertach w Polsce?
PW: „Mój Broniewski” jest o Broniewskim, a bardziej o tym jak ja go odbieram. Często sobie z nim rozmawiam. Co do “Lokalnej” nie grałem jej często na koncertach w Polsce, bo uznałem, że nikt tego nie zrozumie, nie będzie wiedział, o czym śpiewam. Nazwiska z „Lokalnej” nikomu nic nie powiedzą, poza Płockiem. Okazuje się, że publiczność w Polsce też chce tego słuchać, bo każde miasto, każda lokalność ma swoją historię, swojego Askanasa, Milkiego. Swojego dziwaka i pijaka. Bywalców, którzy tworzyli tę lokalność. Zacząłem więc ją grać, niech ta odrobina Płocka pojawi się w Polsce.

DP: Inaczej gra się w Płocku, a inaczej dla publiczności we Wrocławiu?
PW: „Lokalna” w Płocku wybrzmi inaczej niż we Wrocławiu. Tu jest jej zaczyn. Tu się ją bardziej czuje. Tak jak wspomniałem ludzie chcą jej słuchać na koncertach poza Płockiem, ale tu chodzi o współodczuwanie. No i salka w Płockim Ośrodku Kultury i Sztuki. Ona ma niepowtarzalny klimat. Takich miejsc jest już coraz mniej. A szkoda.

DP: “Kiedy tak dzisiaj chodzę po Grodzkiej, to trochę tęsknię za tamtym Płockiem”. Za czym tęsknisz?
PW: Za dzieciństwem, za młodością, za klimatem, za ludźmi, którzy go tworzyli. Dziś Płock pewnie jest piękniejszy, ale do tamtego coś mnie ciągnie. Miał magię. Chciałbym się spotkać z Broniewskim, Staszewskim. Dla mnie oni cały czas spacerują po Grodzkiej, po Tumach.

DP: Mówisz, ze rozmawiasz z Broniewskim. O czym?
PW: Metafizycznie o życiu. On podskórnie był zawsze mój. Czasem lubię usiąść pod pomnikiem Broniewskiego i trochę z nim pogadać. Brzmi to może trochę schizofrenicznie, ale ja naprawdę tak robię. Dla mnie jest jednym z najwybitniejszych poetów, romantykiem, człowiekiem z pięknym i dramatycznym życiorysem. Wrażliwy i prawdziwy.

DP: Czy jest szansa na nagranie płyty koncertowej?
PW: Zrzucę wszystko na Tomka Sarniaka. Jest perfekcjonistą, detalistą, gdyby się nie daj Boże pomylił, a to zostanie zarejestrowane, bez możliwości poprawki … trzeba będzie nagrać kolejny koncert, a potem kolejny, do skutku. A tak poważnie, myślę, że to przed nami. Nie mówię, nie.

DP: Jaki jest duet Wójcik – Sarniak?
PW: O spotkaniu zadecydował przypadek. Rozumiemy się świetnie. Mimo, że Tomek jest o pokolenie ode mnie młodszy, to nadajemy na podobnych falach. Podobnie patrzymy na świat, łączy nas podobna wrażliwość. Dobrze nam się rozmawia i dobrze milczy. Spędzamy ze sobą sporo czasu, a to przy pracy nad płytą, a to w trasach koncertowych.

DP: Skąd w “Obrazkach” wybór tych a nie innych tematów, obrazów?
PW: Pisałem piosenki na podstawie obrazów, które wywarły na mnie wrażenie. Nie jestem oczywiście w wstanie napisać piosenek do wszystkich obrazów, które mi się podobają, czy które po prostu lubię. Patrząc na przykład na “Swawolę” Paula Klee, widzę wesołego ludzika i chcę dopisać jego historię. Są obrazy, które nie dają mi spokoju, powracają, są gdzieś z tyłu głowy. Pojawia się jakaś fraza, dojrzewa, chodzi za mną … W ten sposób powstają piosenki.

DP: Czego oczekujesz od tekstu?
PW: Historii, opowieści. Tekst musi o czymś opowiadać, nie może być o niczym.

DP: Jaka publiczność przychodzi na twoje koncerty?
PW: Moja. Dzięki nim, dobrze czuję się na scenie. Dodają mi odwagi. Niektórych piosenek w ogóle nie muszę śpiewać. Zwolniony jestem z tej przyjemności. Publiczność robi to za mnie. I to jest świetne. Ludzie znają teksty, śpiewają, śmieją się. Jestem wśród swoich, trema znika. Czasem po skończonej piosence pojawia się dłuższa cisza i to też jest piękne. To mnie utwierdza w przekonaniu, że to co robię, jest dla kogoś, że nie ulatuje w pustkę, że są ludzie, którzy czują podobnie jak ja. To buduje.

DP: Tym bardziej, że nieczęsto można tych płyt wysłuchać w radiu i pozostaje internet.
PW: Mam wrażenie, że te piosenki rozchodzą się jak kręgi po wodzie po wrzuconym kamieniu. I niech się toczy.

DP: Myślałeś o tekstach politycznie zaangażowanych?
PW: Unikam tego. Pewnie w czasach dyktatury, w czasach komunizmu bym się nie oparł. Dziś mam nadzieję nie ma takiej potrzeby i oby nie było. Piszę piosenki i mam zamiar nadal to robić. Od polityki są inni.

DP: Bardzo serdecznie dziękuję za czas i niezwykle miłą rozmowę.

Z Pawłem Wójcikiem rozmawiała Renata Jaskulska.

Fot. Radosław Łabarzewski. Od lewej Paweł Wójcik z przyjacielem Tomaszem Sarniakiem.