Do Płocka na niedzielę! Czyli promocja miasta od wieków górą

Marzy mi się Płock zalany światłami reklam kasyn i domów publicznych. Żartowałem. Ale tylko trochę. Marzy mi się miasto bez głosu dla emerytów i malkontentów.

 

Nie piszę o potrzebie eutanazji, ale o tym by emerytów wysłać na właściwe miejsce: czyli na emeryturę. Z radością skończyłbym z Płockiem – miastem kojarzonym przed laty z miastem emerytów. 
Nie ma większego utrapienia w życiu dorosłego człowieka niż jego rodzice – emeryci, zwłaszcza Ci, którzy mając czas na wszystko, odkryli jeszcze telefony komórkowe. Wszystko na świecie traci swoją wartość, gdy emeryt sięga po komórkę – najważniejsze w tym momencie staje się to, dlaczego nie odebraliśmy od nich telefonu? Jakbyśmy nie mieli pracy, nie rozmawiali z przełożonym, nie prowadzili akurat samochodu, nie przewijali dziecka, nie stali przy kasie w sklepie. 
Znajomy opowiadał mi niedawno scenę, której był świadkiem. Kierowca pekaesu nie mógł ruszyć z przystanku, bo próbował rozmawiać z matką.
– Co robię? Mamo! W pracy jestem. Nie wiem, które masło masz kupić. Weź to tańsze. Nie smakowało Ci? To weź droższe. Mamo, nie mogę rozmawiać, Jezuuu… Gdzie jestem? W pracy jestem! Mamo, sprzedaję bilety teraz, zadzwonię później… – mówił do telefonu z tłumem pasażerów za plecami.
Rzecz w tym, że emeryta nie czyni tylko wiek i zajęcie. Emerytem może być już 30-latek – współczesny płocki radny, samorządowiec, walczący o rząd dusz dziennikarz, czy niespełniony w działalności społecznej internauta, któremu przeszkadza władza „robiąca evenciki” lub zadłużająca miasto. Przed wojną tacy płocczanie byli w mniejszości.
Nie ma co się rozdrabniać, zacytujmy trochę dokumentów i prasowych publikacji. Sami zobaczcie z jakim entuzjazmem pisało się o rozwoju miasta dziś i w 1935 roku.

Promocja powojenna:
Z najnowszej strategii promocji miasta: „Już sama misja Płocka Stołeczny Książęcy Płock – miastem zrównoważonego rozwoju, ukierunkowanym na wysoką jakość życia mieszkańców, atrakcyjnym dla gości i inwestorów nie pozostawia wątpliwości co do znaczenia dziedzictwa historycznego dla współczesnego i przyszłego oblicza miasta. Stołeczność, piastowskość nadwiślańskiego grodu jest ważnym składnikiem jego tożsamości. Dlatego wśród działań strategicznych przewidzianych do realizacji są m.in. edukacja w zakresie dziedzictwa kulturowo-historycznego, wzbudzenie poczucia dumy oraz krzewienie lokalnego patriotyzmu. Historyczny Płock ma być atrakcyjny zarówno dla mieszkańców jak i osób z reszty regionu. 
Odwrócenia się Płocka przodem do Wisły, poprzez inwestycje w nadbrzeżną infrastrukturę, stwarza szansę dla miasta na nowe produkty turystyczne oraz nową przestrzeń dla działań kulturalnych”.

Gazeta.pl/plock (kwiecień 2013), relacjonuje sesję Rady Miasta:
Nie wszystkim strategia promocji miasta (…) się podoba. Powstaje również zasadnicze pytanie dotyczące jej kosztów. W tej dyskusji głos zabrał przewodniczący klubu SLD, Arkadiusz Iwaniak, a także mieszkaniec miasta, Jerzy Skarżyński, któremu radni jednogłośnie udzielili głosu. Jak się okazało panowie mieli kompletnie inne zdanie na temat promocji miasta nad Wisłą. 
Na początek Arkadiusz Iwaniak zwrócił uwagę, że jeszcze strategia nie została przyjęta, a w urzędzie miasta już wydrukowano foldery reklamowe oparte na tym projekcie. Radny zadawał głównie pytania o koszty promocji, nie zostawiając na turystyce wodnej suchej nitki. – O ile koszty przekazane na Festiwalowy Płock się zwracają, nawet jeśli nie do kasy miasta, to zarabiają na nim nasi przedsiębiorcy, to czy zwrócą się koszty akcji Zero Dryfu? Ile na nią wydamy? Jak przypłynie do Płocka 15 osób, to czy te koszty się zwrócą? Czemu chcemy zrobić z Płocka stolicę żeglarstwa? – pytał retorycznie radny Iwaniak, krytykując następnie pomysł konkurowania z Zalewem Zegrzyńskim czy z Mazurami. 
Chwalone przez radnego SLD festiwale bardzo ostro skrytykował Jerzy Skarżyński. Mieszkańcowi miasta, jak sam przyznał, dobro Starego Miasta leży mocno na sercu. Mówił o niedogodnościach jakie musieli znosić płocczanie w trakcie zeszłorocznego festiwalu Audioriver. Przyznał, że nie satysfakcjonują go odpowiedzi na składane skargi, w których czyta, że Audioriver jest wizytówką miasta, dzięki której przez kilka dni mogą dobrze zarobić lokalni przedsiębiorcy. (…)”

Promocja przedwojenna:
Z Dziennika Płockiego (lipiec 1935 roku): „Od czasu, gdy centralne władze państwowe rozpoczęły budowę portu pod naszem miastem, gdy nowa linia kolejowa do Sierpca, oraz projektowany most przez Wisłę maja skierować przez Płock główną masę pociągów wiozących towary i pasażerów z południowo-zachodniej połaci kraju na północ ku morzu, otucha wstąpiła w serce miłujących swój gród płocczan, marzących o jego lepszej przyszłości. Wysunięto hasło nawołujące do wyzyskania przez Płock jego walorów naturalnych: położenia, powietrza, roślinności, uczynienia zeń miejscowości wypoczynkowo klimatycznej, dokąd w czasie wakacyjnym lub świątecznym dążyli by przemęczeni pracą i zdenerwowani mieszkańcy wielkich miast, jak Warszawa i Łódź przedewszystkiem. 
Wzrastający stale w miesiącach letnich ruch turystyczny, który umieścił na swoich szlakach Płock, zdawał się stwierdzać, że stworzenie z Płocka stacji wypoczynkowo klimatycznej, to żadna utopja, że cel ten osiągnąć się da, a fala sezonowych gości da możność stworzenia w Płocku takich atrakcyj, jak dobry teatr, koncerty, wystawa sztuk pięknych, zawody, igrzyska sportowe i.t.d. i i.t.d.
(…)”

Hasło promocyjne powojenne:
Ze strategii promocji miasta: „Od czasu opracowania strategii promocji miasta w 2009 r. Płock posługiwał się kilkoma hasłami promocyjnymi. Początkowo szeroko używano hasła wskazanego w dokumencie jako przewodnie: „Płock. Wrażeń moc”. W założeniu slogan odwoływał się do skojarzeń motoryzacyjnych, a jednocześnie stanowił komunikacyjny parasol dla rozmaitych działań, atrakcji i walorów miasta. Słowo „moc” miało pozwolić przekroczyć wizerunkowy monolit Płocka jako „miasta Orlenu”, a pozostając w bliskim związku z wartościami, takimi jak energia, siła, napęd, sugerowało bogactwo i różnorodność oferty miasta. Pomimo sporej skali ekspozycji hasło nie zdołało jednak zyskać sobie ani ogólnopolskiej rozpoznawalności, ani przychylności wśród samych płocczan. W Urzędzie nie było dla niego entuzjastycznego poparcia, część spośród zainteresowanych tematem mieszkańców dostrzegała w nim przede wszystkim „banalny rym”. Jako „nijakie i mało oryginalne” traktowali je dziennikarze, a przepytywani przez nich eksperci nie dostrzegali jego związku z charakterem Płocka, twierdząc, że w tym brzmieniu mogłoby ono odnosić się do każdego w zasadzie miasta. 
W końcu Płock zrezygnował z „Wrażeń mocy”.

Hasło przedwojennej promocji:
Dziennik Płocki (lipiec 1935): „Gotując się do tej przyszłej roli, Płock przystąpił do uporządkowania i upiększenia swoich salonów, jakiemi są: Tumska góra, plac Kanoniczny i Marszałka Piłsudskiego, Niemiecki, Stary Rynek, nasze liczne aleje i bulwary. I z dumą stwierdzić możemy, że w tym kierunku coś się robi, że pracuje tu myśl twórcza i dobra chęć. Kawiarnia przy teatrze z jej tarasem stanowi uroczy kącik, jakiego może pozazdrościć Płockowi niejeden bad zagraniczny. 
Salony letnie wyliczone powyżej, nie przedstawiają się może tak strojnie, jak taras za teatrem i przylegająca doń część Tumskiej góry, ale ujdą jeszcze, a Plac Kanoniczny jest wprost piękny. Psuje wygląd tej części miasta i stoków Tumskiej góry zbyt długo wlokące się roboty ziemne, mająca na celu ich wzmocnienie, zasadzenie ligustrem i przeprowadzenia drogi nad Wisłę. Czeka też na swoją kolei Plac Marszałka Piłsudskiego. 
(…) 
Do ściągnięcia rzesz spacerowiczów dopomódz by mógł afisz turystyczny, nad wykonaniem którego pracują różni artyści już coś od trzech lat bez mała i o którym dochodzą nas wieści, że ukończony będzie lada dzień. 
Ci wszyscy co postawili sobie za zadanie prace dla lepszej przyszłości Płocka, mogą być zadowoleni, jak to wykazuje tegoroczna rewja miasta, osięgniętymi wynikami, ale trzeba im powiedzieć! Panowie, jeszcze nieco wysiłków, jeszcze nieco pracy: skończcie z Tumską górą, placem nad Wisłą i ubikacjami (ubikacjami przedewszystkiem, gdyż dopóki ich niema, niepodobno poważnie zapraszać do Płocka publiczności wybredniejszej) a będzie można rzucić hasło po większych miastach „do Płocka na niedzielę”.

I poczytajmy sobie jeszcze o malkontenctwie finansowym, by wiedzieć co to znaczy być „w dobrym towarzystwie”.

Długi po wojnie – zaciskanie pasa:
Petronews.pl (marzec 2013): Płock to jedno z najbardziej zadłużonych miast, wśród tych liczących około 100 tys. mieszkańców. Więcej długów wśród „stutysięczników” maja tylko Rzeszów i Włocławek. Radni, z przewodniczącym Arturem Jaroszewskim na czele, apelują o zaciskanie pasa, a tymczasem ratusz zaciąga kolejny kredyt – tym razem na 50 mln zł.
Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się w porządku – Płock w zeszłym roku zanotował nadwyżkę budżetową, pierwszy raz od niepamiętnych czasów. W 12012 roku miasto miało największy budżet wśród miastt liczących od 100 do 200 tys. mieszkańców. Lecz, niestety, musimy być dalecy od hurra optymizmu., Przychód zawdzięczamy jednorazowym dochodom, a konkretnie sprzedaży pakietu spółki PKN ORLEN spółce Polkomtel (co zaowocowało wpływem do budżetu około 30 mln zł). Pomimo dużego wpływu jednorazowego, Płock został także jednym z najbardziej zadłużonych miast – większy dług ma tylko Rzeszów i Włocławek. 
(…) – Nie tylko z racji recesji światowej, ale również z tytułu wieloletniego życia na kredyt. Nie stać nas na kolejne nadwiślańskie ekstrawagancje – pisze w swym oświadczeniu przewodniczący Jaroszewski, mówiąc jednocześnie o „zaciskaniu pasa”. Być może ratusz powinien wziąć do serca tę radę i faktycznie bardziej zacisnąć pas – pas kredytowy, by chociaż w taki sposób recesję lokalna ukrócić.” (…)

Dziennik Płocki (lipiec 1935 roku): 
Ktoś powie może, że nie pora mówić o tem wszystkiem w mieście, które przy 600.000 zł dochodu ma 12.500.000 długów. (…) Zakasać rękawów i pracować, nie bojąc się drobnych stosunków wydatków. 10.000 spacerowiczów może dać miastu przynajmniej 150.000 zł. w postaci dochodu, który w jaknajkrótszym czasie wpłynie do kasy skarbowej i miejskiej w postaci podatków, płaconych przez właścicieli hoteli, restauracyj, cukierni, sama kawiarnia pod teatrem stanie się źródłem znacznego dochodu miasta. 
Długi nie są tu pokrzywdzeniem.
Mają je i mieć mogą ludzie z urodzeniem, jak powiedział ojciec tak obecnie czczonego Józefa Conrada Apolo Korzeniowski, w dobrze zapomnianej swojej komedji wierszowanej. W równej mierze dotyczy to miast, tak dobrze urodzonych, jak nasz Płock.

Współcześnie dziennikarze piszą o tym samym co przed wojną: jak przyciągnąć turystów do Płocka, jakie powinno być hasło reklamowe i o tym jak miasto jest zadłużone. 
Tylko pozornie piszą o tym samym. 
Bo np. długi dziś przeszkadzają, przed wojną były powodem do mobilizacji, inwestowania w promocję, przyciągnięcia do miasta turystów, by zarobić na nich i zadłużenie zmniejszyć. Dziś mamy zaciskać pasa, pytamy o koszty promocji, a miasto wcale nie pięknieje. 
Od przedwojennych publikacji „Dziennika Płockiego” minęło 80 lat. Ludzie zmienili się tak bardzo, posmutnieli, zgorzknieli jakby znacznie więcej czasu upłynęło.