Co powoduje, że sytuacja rolników w powiecie płockim jest bardzo trudna, a wręcz dramatyczna? Jakie rozwiązania proponuje Polskie Stronnictwo Ludowe oraz sami rolnicy? Te i wiele innych tematów poruszono podczas poniedziałkowej konferencji prasowej, która odbyła się przed siedzibą Starostwa Powiatowego w Płocku. Spotkanie było o tyle ważne, że głos zabrali sami zainteresowani, czyli rolnicy z powiatu płockiego.
– Wojna na Ukrainie spowodowała wzrost cen ropy i gazu co natychmiast przełożyło się na wysokie ceny nawozów i paliwa dla rolników, przy jednoczesnym spadku cen produktów rolnych, ponieważ zostały uwolnione granice na wschodzie naszego kraju – mówił wicemarszałek Sejmu Piotr Zgorzelski. Zdaniem polityka to wszystko spowodowało bardzo ciężką sytuację polskiego rolnika.
Polskie Stronnictwo Ludowe ponad rok temu złożyło projekt ustawy, który mówił o tym, aby wprowadzić tzw. opłatę kaucyjną, czyli tysiąc złotych. Każdy kto wprowadza na teren Polski swoje zboże z Ukrainy, musi zapłacić za tonę kaucję, a jej zwrot otrzyma wówczas, gdy zboże opuści polską ziemię. – To jest bardzo logiczne i bardzo proste w wykonaniu – zaznaczył Piotr Zgorzelski. Projekt trafił jednak do sejmowej zamrażalki. W Polsce wystąpiła duża nadwyżka zboża na rynku, co nadal powoduje jego niską cenę i nieopłacalność produkcji.
– Sukcesy ministra Telusa polegają na tym, że Polska nadal boryka się z nadwyżką ponad ośmiu milionów ton zboża. Jeżeli tej nadwyżki nie sprowadzimy z rynku, to ceny nadal będą bardzo niskie – przewiduje wicemarszałek sejmu. – Dzisiaj pan premier Morawiecki na spotkaniu w ministerstwie rolnictwa powiedział, że jeżeli UE nie podejmie właściwych działań, no to zamkniemy granice. Wystarczył jeden twitt premiera Ukrainy i pan premier Morawiecki zmienił zdanie – polityk PSL nie ukrywał oburzenia.
Zgorzelski przypomniał także o rynku owoców miękkich, które zalały polski rynek. – W chłodniach znajduje się już ponad 30 tys. ton owoców miękkich, które są dużo tańsze. Tymczasem polscy sadownicy są załamani. To są te problemy, z którymi polscy rolnicy się dziś mierzą. I na te problemy nie ma poważnej odpowiedzi ze strony rządu – podkreślił.
Bydło na rzeź?
– My nie rozumiemy, jak to się dzieje, że w skupie mleko jest około 2,7 zł, a w sklepie mleko odtłuszczone sprzedaje się po 5 zł. Można by tak wyliczać wszystko np. masło itd. itd. Najgorszą rzeczą jednak jest to, że susza dokuczyła producentom mleka i hodowla bydła będzie ograniczona i będzie upadała – przewiduje Bogdan Matczak, radny Powiatu Płockiego. Dalej wyjaśnił, że obecnie producenci mleka kupują jałówki po 12 – 16 tys. zł za sztukę, a potem na rzeź sprzedają je za grosze. Te straty są zatem bardzo poważne. – Już natychmiast, w tej chwili, potrzebujemy pomocy – podkreślił Matczak. Jako przyczynę dramatycznej sytuacji wśród hodowców bydła radny podał suszę. – Wiem, że dużo mleka sprowadza się z Ukrainy, ale jeżeli zaczniemy się uzależniać od Ukrainy no to przyszłość polskiego rolnictwa może być bardzo marna – stwierdził powiatowy radny.
Bogdan Matczak podał jeszcze jeden problem, z którym – jego zdaniem – zetkną się rolnicy. – Od 20 września można składać wnioski o odszkodowania, ale wtedy to już będzie zasiany rzepak, jęczmień ozimy i poplony na polach będą rosły – tłumaczył. – Jak wtedy udowodnić, że rolnik miał szkody? Chyba specjalnie się to robi, żeby nam nie zapłacić i powiedzieć, że takich szkód nie było.
Rzepak, który „nie ma ceny”
Obecny na konferencji Bogusław Jankowski, również powiatowy radny, opowiedział dziennikarzom o sytuacji związanej z rzepakiem. – Dwa lata temu zakup podstawowych nawozów potrzebnych do jego uprawy to było 1,5-2 tys. zł. Cena rzepaku to było 3,2 zł za tonę. Część rolników postanowiła – po słowach ministra Kowalczyka – potrzymać go dłużej, skończyło się tak, że sprzedali rzepak po 1,6 zł za tonę, dostając po czterysta parę zł dopłaty – mówił o rolniczych stratach.
Radny rozmawiał z rolnikami, którzy głównie narzekali na ceny. I tak nawozy okazały się bardzo drogie, a rzepak w skupie jest bardzo tani. – Cena zmienia się co godzinę – podkreślił Jankowski. – Nie mogę tego zrozumieć. Nie mamy nawet ceny dnia. Mamy już ceny godzinowe. Ktoś na giełdzie pociąga za sznurki, a my dostajemy co dwie godziny inną cenę za rzepak. Rano rolnik przyjeżdża i bierze za przyczepę po 1980 zł, za chwilę ma 1830 zł. Z tego samego pola, tego samego dnia – nie ukrywał wzburzenia.
Jankowski przyznał, że rozmawiał z rolnikami, dopytywał, jak widzą całą tę sytuację. Z wypowiedzi wynika, że nastroje wśród rolników są bardzo niekorzystne, a zaufanie do rządzących spada.
Sprawa pani Joanny, a tajemnice wobec rolników…
My jako rolnicy oczekujemy stabilności, zapobiegawczych działań rządu, a nie gaszenia pożaru – stwierdził Zbigniew Maruszewski, honorowy prezes Izby Rolniczej w Płocku. – Jak granice się otwierało, gdzie był rząd? Gdzie jest lista firm, która się wzbogaciła na sprowadzaniu ukraińskiego zboża? Dlaczego jest to tajemnicą? – dopytywał.
– Jak biedną dziewczynę w Krakowie to obdarli z tajemnicy i ujawniono, że leczyła się u psychiatry – przypomniał głośną historię pani Joanny. – Przepraszam bardzo to jest kryminał za to – zaznaczył.
Maruszewski podkreślił, że rolnikom nie chce się udostępnić nazw firm, które zarobiły na skupie ukraińskiego zboża. – Może też państwowe spółki sprowadzały to zboże? – dopytywał. Rolnika z powiatu płockiego zbulwersowała jeszcze kolejna sprawa, a chodzi o chwalebność ministra rolnictwa o swoich osiągnięciach. – On narobił takiego bałaganu, jakiego w polskim rolnictwie nie było. Ile jest tych etapów dopłat do zbóż? Tak się nie da funkcjonować. Rolnicy są zdezorientowani.
– W ogóle mnie nie dziwi, że tak w naszym rolnictwie to wszystko funkcjonuje, skoro wiceminister rolnictwa nie potrafi rozróżnić gatunków zboża. I on będzie nam dyktował warunki, jak my mamy produkować. Naprawdę takich mamy fachowców – podsumował krótko Apolinary Gruszczyński, rolnik z gm. Mała Wieś. – To nie może tak dalej funkcjonować. Musi nastąpić jakiś krach…
Samorządowcy alarmują i apelują
– Sytuacja w polskim rolnictwie jest dramatyczna. Gospodarowanie na dziś przestaje być opłacalne. Koszty produkcji są bardzo wysokie, a ceny sprzedaży produktów nie rosną. Polski rynek jest zalewany produktami zza wschodniej granicy. Dotyczy to zarówno owoców, jak i zboża. Nie ma tu żadnej kontroli, a to destabilizuje rolnictwo w naszym kraju – mówił starosta płocki, Sylwester Ziemkiewicz. – Obawy dotyczą tego, że rolnicy są na progu żniw, a nie wiedzą dokładnie, jaki będzie system rekompensat związanych z suszą.
– My jako samorządowcy apelujemy zarówno do premiera, do ministra, poprzez uchwałę Rady Powiatu, ale też przez stosowne protesty. Apelujemy o to, aby wprowadzić system kaucyjny, aby podjąć i uznać procedurę dotyczącą ustawy o ochronie polskiego rolnictwa, która wiele miesięcy temu została złożona do sejmu – podkreślił Sylwester Ziemkiewicz. – Apelujemy też o to, aby wprowadzić jednoznaczny system rekompensat dotyczących suszy w naszym kraju. Apelujemy o to, aby polski rolnik mógł stabilnie funkcjonować. Apelujemy do polskiego rządu o szybkie i zdecydowane działania wspierające polskie rolnictwo.
200 zł włożą, 1000 zł wyjmą, czyli… dlaczego polski rolnik czuje się oszukany?
Dopytaliśmy rolników obecnych na konferencji w Płocku, czy polski rolnik czuje się dziś oszukany? Natychmiast padła odpowiedź, że tak.
– Polski rolnik chce mieć godziwą zapłatę za swoją pracę. Polski rolnik docenia to, że rząd czyni te wysiłki i dokłada mu te pieniądze, ale jednocześnie rolnik wskazuje drogę, gdzie nie trzeba tych dotacji dawać. Wystarczy wprowadzić właściwą ekonomiczną zależność od cen produktów. Niestabilność powoduje rozchwianie – odpowiadał na pytanie Bogusław Jankowski. – Rolnik żąda po prostu, aby za swój produkt miał zagwarantowane odpowiednie pieniądze. Polski rolnik nie chce tych dotacji, bo to nie rekompensuje strat. W jedną kieszeń wkłada nam się 200 zł, a drugą wyjmuje 1000 zł.
– Społeczeństwo myśli, że temu rolnikowi to za wszystko płacą. Rząd jest od tego, żeby nie dawał nam dotacji, tylko ma nam zagwarantować, żeby nic obcego nas tu nie zalało. My nie możemy się zamknąć w globalnym świecie, ale musimy to robić rozsądnie i brać wzór z zachodnich krajów – zauważył z kolei Zbigniew Maruszewski.
– Prawda jest taka, że polscy rolnicy są niewolnikami swoich gospodarstw. Rządzący o tym bardzo dobrze wiedzą. My musimy pracować za darmo, za półdarmo, ponieważ mamy kredyty, mamy zobowiązania unijne. Te piękne traktory, ten piękny sprzęt, to wszystko przyszło dzięki Unii, która ma z nami umowy – odpowiadał również Bogdan Matczak.
– Znam rolników, gdzie całe rodziny pracują poza swoim gospodarstwem – u Niemca, w Warszawie sprzątają ulice. Tak jest, żeby spłacać to wszystko. To nie jest takie proste, jak się miejskiemu społeczeństwu „sprzedaje”. Nas się zwyczajnie pomawia – nie ukrywał rozżalenia powiatowy radny. – Jesteśmy uwiązani na swoich gospodarstwach bardzo ciężką pracą, a w tej chwili nie ma ona żadnej opłacalności i trzeba dorabiać.
Fot. Starostwo Powiatowe w Płocku.