Nie byli gorsi od przeciwników, lecz znowu przegrali

W dwóch meczach z zespołami, które nie ukrywają swoich ekstraklasowych aspiracji, Wisła nie zdołała wywalczyć nawet jednego punktu, chociaż w obu wcale nie była gorsza od swoich rywali.

Płocczanie w Gdyni zagrali zupełnie inaczej niż sześć dni wcześniej na własnym stadionie przeciwko Górnikowi Łęczna. Przede wszystkim nie dali się zaskoczyć rywalom już w pierwszej akcji meczu. Mało tego, sami bliscy byli zdobycia gola. Niestety, zabrakło skuteczności. W Płocku Górnik po zdobyciu gola zamurował dostęp do własnej bramki, Arka u siebie niemal cały czas szukała okazji do ataku. Podopieczni trenera Marcina Kaczmarka nie pozostawali dłużni i przy każdej nadarzającej się sposobności również ruszali do przodu.
Doskonale spisywał się Jacek Góralski, który pojawił się na boisku, chociaż na jednym z ostatnich treningów przed wyjazdem do Gdyni złamał nos i miał wstrząs mózgu. Jeden z największych wojowników w płockim zespole udowodnił po raz kolejny, że ma niesamowitą ambicję i serce do walki.
Pierwsze 45 minut upłynęło pod znakiem zaciętej walki, ale żadna z drużyn nie była w stanie chociażby raz przełamać defensywy swoich przeciwników. Bramki zaczęły padać dopiero po zmianie stron. Na osłodę dla kibiców każda z nich była wyjątkowej urody.
Chwilę po rozpoczęciu drugiej części gry strzeleckie popisy zaczął Piotr Wlazło. Pomocnik Wisły dopadł do odbitej rykoszetem piłki i zdecydował się na uderzenie, po którym bramkarz rywali nie miał żadnych szans na skuteczną interwencję.
Niestety, na wyrównanie nie trzeba było długo czekać. Mateusz Szwoch dośrodkował idealnie na głowę Bartosza Ślusarskiego, a po jego efektownej główce Seweryn Kiełpin musiał wyciągać piłkę z siatki.
Chociaż Arka grała u siebie, to Wisła była w drugiej połowie stroną dominującą. Płocczanie starali się szukać okazji do ponownego objęcia prowadzenia, ale miejscowi grali wyjątkowo uważnie w defensywie. Nie zamurowali jednak swej bramki jak Górnik Łęczna, ale cały czas próbowali nękać płocczan kontratakami. Taka właśnie akcja rozstrzygnęła losy meczu, gdy Mateusz Szwoch popisał się przepięknym uderzeniem zza linii pola karnego. Wisła w przedłużonym czasie gry miała jeszcze sytuacje, aby doprowadzić do wyrównania. Niestety, zabrakło nieco precyzji.
Po dwóch porażkach Wisła straciła sporo dystansu do pierwszoligowej czołówki. Wprawdzie ma jeszcze niewielką przewagę nad strefą spadkową, ale następnej kolejce powinna zrobić wszystko, aby w spotkaniu z ROW-em Rybnik zainkasować komplet punktów.
Godna odnotowania jest postawa płockich kibiców. W Płocku spotkanie z Łęczną oglądało około czterech tysięcy ludzi. Do Gdyni na mecz z Arką wybrało się 300 osób. Jak na pierwszoligowe standardy to wyjątkowo dużo. Co powinno być dodatkową motywacją dla piłkarzy. Bo takiego zaufania po prostu nie można zawieść.

Arka Gdynia – Wisła Płock 2:1 (0:0)
Bramki: Ślusarski (50.) i Szwoch (81.) dla Arki oraz Wlazło (47.) dla Wisły
Arka: Michał Szromnik (59. Miszczuk) – Cienciała, Juraszek, Sobieraj, Radzewicz – Budka (80. Vinícius), Rzuchowski, Szwoch, Ślusarski, Tomasik (72. Kowalski) – Aleksander
Wisła: Kiełpin – Stefańczyk, Magdoń, Sielewski, Hiszpański (88 Sekulski) – Janus (68. Kacprzycki), Wlazło (86. Dziedzic), Góralski, Burkhardt, Kaczmarek – Krzywicki
Żółte kartki: Sobieraj (Arka) oraz Dziedzic i Kaczmarek (Wisła)