Płock. Połowa lipca 2016 roku. Dokładnie to piątek, piąteczek, piątunio – godzina 18.00. Pogoda wybitnie sprzyja graniu w piłkę i zainaugurowaniu ekstraklasy w sezonie 2016/2017. Tuż przed rozpoczęciem spotkania, wokół murawy biega niespodziewany gość, a po chwili na murawie pojawiają się oni – ubrani cali na biało i zielono. Powrót na salony co prawda splątał Nafciarzom nogi, ale sytuację dość szybko udało się opanować. Na tyle, że w drugiej połowie udało się nawet zadać decydujący cios, który pozwolił pokonać faworyzowaną Lechię.
Cztery miesiące później – wbrew pozorom – sytuacja przedmeczowa wydaje się być podobna. Aspirujący do tytułu mistrzowskiego gdańszczanie na półmetku sezonu zasadniczego są wiceliderem, a płocczanie znajdują się tuż nad strefą spadkową. W lipcu piąta drużyna ekstraklasy w sezonie 2015/2016 grała z beniaminkiem, który do elity awansował z drugiej pozycji w pierwszej lidze, zostając jednocześnie szesnastą siłą polskiej piłki klubowej. Zdecydowany faworyt jest więc wciąż ten sam, a różnica między zajmowanymi miejscami w sumie niewiele się zmieniła.
Płocczanie w obecnych rozgrywkach – jako, że połowa sezonu już za nimi – grali z każdym z pomorskich ekstraklasowiczów. Traf chciał, aby wszystkie te pojedynki rozgrywane były w Płocku, w którym… Wiślacy ani Lechii (2-1), ani Pogoni (2-0), ani Arce (0-0), nie dali się pokonać, tracąc tylko jednego gola.
Tym razem jednak wszystko będzie odbywać się nad morzem. A akurat o ostatniej ligowej wycieczce nad Bałtyk Nafciarze najchętniej by zapomnieli. Późno-listopadowe 2-4 z Arką w Gdyni kończyło przedłużoną jesień w I lidze, a najbliższy mecz z Lechią rozpoczyna ją w ekstraklasie. Wówczas humory i tak był świetne, w końcu podopieczni Marcina Kaczmarka zimowali jako lider zaplecza, a teraz zapewne woleliby uniknąć… odwrócenia tabeli.